Ekwador - świat jeszcze zdrowy Do Ekwadoru przyjechałam w drugiej połowie listopada, na początku tamtejszej wiosny. Zwróciłam uwagę na obfitość wody. Rosa osiadała wszędzie, na wszystkich roślinach. Uświadomiłam sobie, że krople rosy są swoistym symbolem wspaniale nawodnionej środkowej części tego kraju. Woda jest jedną z podstawowych cząsteczek w środowisku lasu deszczowego (cloud forest), występującego w centralnym Ekwadorze.
W centrum Quito widziałam wiele fontann oraz ludzi podlewających drzewa i ogródki. W hotelach i w niektórych domach prywatnych piłam butelkowaną wodę firmy San Antonio, która najprawdopodobniej jest wodą źródlaną. Tak przynajmniej wynikało z zapisów na etykiecie. Taką wodę - mineralną lub źródlaną - w której znajduje się wapń, magnez, sód i potas warto pić nie tylko w Ekwadorze - przypominam wciąż i wszystkim, także czytelnikom "Przyrody Polskiej".
Wszechobecny
"plastikowy styl życia"
Ze smutkiem zauważyłam, że i do tego południowoamerykańskiego kraju dotarł zachodni sposób życia. Obok coca coli, pepsi i fanty oraz gaterate można było tam kupić miejsową colę zwaną Inca Kola. "Plastikowy styl życia" przyszedł i do tego świata - do świata ludzi jeszcze zdrowych, szczupłych i poruszających się dość szybko.
Mam nadzieję, że maszyny dystrybuujące te napoje z dużą zawartością cukru (w jednej szklance może znajdować się 6-8 łyżeczek cukru) nie dotarły jeszcze do miejscowych szkół. Producenci tych napojów skutecznie wdzierają się do placówek oświatowych, oferując w zamian sponsorowanie programów komputerowych. Tak przynajmniej jest w Kanadzie, starałam się zwrócić na to uwagę zarówno kanadyjskiemu rządowi, jak i ministerstwu oświaty. Bardzo trudno jest jednak unieważnić podpisane umowy. Mimo to wspólnie z innymi specjalistami zachęcamy, aby pozbywać się tych niezdrowych napojów o minimalnej wartości odżywczej. Apelujemy, aby były zastępowane wodą mineralną lub sokiem. W Ontario odczuliśmy na własnej skórze skutki agresywnego marketingu i teraz rodzice wspólnie z władzami samorządowymi starają sie wycofać te napoje ze szkół. Wymaga to jednak czasu.
Mając takie doświadczenia z zadowoleniem odnotowałam, że w Ekwadorze większość ludzi pije wodę mineralną lub źródlaną.
Wody i jedzenia jest w tym kraju pod dostatkiem. Nie widziałam głodnych proszących o jedzenie. Zauważyłam, że ludzie jedzą regionalne, naturalne potrawy. Dostatek jedzenia wynika również z szybkiej wegetacji roślin. Widziałam wiele małych, dobrze prosperujących restauracyjek i barów. Zauważyłam jednak ze smutkiem, że zachodni styl życia już tu dotarł.
W centralnym parku w Quito obok wielkiego Hotelu Marriot wyrosły wielkie budynki McDonalds'a i Kentucky Fried Chicken. Podobnie, jak wszędzie na świecie, tak i tutaj firmy te usiłują "usidlić" dzieci. Koncerny robią też wszystko, aby pozyskać klientów na cale życie. Ich restauracje wabią małych klientów kolorowymi zabawkami i ogłoszeniami.
Ruch mają we krwi
Niemal na każdym kroku widziałam, że Ekwadorczycy ruch mają we krwi. Są aktywni i to procentuje lepszym zdrowiem, podczas gdy np. Amerykanie, nawykli do siedzącego stylu życia, zapadają na chroniczne choroby.
Tak byłam zauroczona aktywnością mieszkańców Ekwadoru, że fotografowałam różne wykonywane przez nich czynności. Utrwaliłam na zdjęciu m.in. dzieci grające w piłkę nożną w parku pod palmami. W pobliżu nie widziałam dystrybutorów ze słodkimi napojami. Przy rzeczach małych piłkarzy leżały butelki z wodą.
- Te dzieciaki nie zachorują tak szybko na cukrzycę - pomyślałam. Chodzi o cukrzycę wieku starczego, która związana jest z nadmiarem cukru, utrzymującym się w organizmie dłuższy czas. Nadmiar cukru uniemożliwia dobrą pracę trzustki. Z podobnym problemem spotykamy się w Kanadzie, gdzie ostatnio kilkakrotnie wzrosła liczba dzieci z tego typu cukrzycą. Musimy zrobić wszystko, aby zapobiec takim sytuacjom. Musimy podjąć walkę o zdrowie naszych dzieci.
Deszczowy las
Kiedy leciałam samolotem z Limy (Peru) do Quito (Ekwador) na granicy pustyni Atacama przez dłuższy czas fotografowałam góry i doliny, na których nie widać było śladów wilgoci, aż nagle góry stały się zielone. Ta nagła zmiana związana jest z prądami morskimi i wiatrami. Z okien samolotu widziałam Cloud forests, czyli wilgotne gaje, o których zobaczeniu marzyłam od dawna. Wreszcie z pomocą miejscowego biura turystycznego w Quito mogłam wybrać się na wyprawę.
Moim przewodnikiem był Ekwadorczyk Santiago. Jechaliśmy dżipem przez 12 godzin. Moje marzenie zaczęło sie spełniać...
Jako botanik zawsze chciałam poznać "rain or cloud forest". Chciałam zobaczyć naturalną wegetację w obszarze, gdzie wody jest pod dostatkiem, zobaczyć epifity rosnące na drzewach. Słyszałam o nich na wykładach na Uniwersytecie Warszawskim. Pamiętam, jak profesorowie - Szuleta i Podbiełkowski opisywali strukturę i anatomię tych roślin oraz ich przystosowanie do tego środowiska.
W latach 80., kiedy zostałam sekretarzem Towarzystwa Fitochemicznego Ameryki Północnej (PSNA) zajęłam się badaniem substancji w roślinach uprawnych przeznaczonych do produkcji leków i produkcji żywności. Badałam zależność zmian w strukturach chemicznych tych substancji od zmian w środowisku. Możliwe, że wiele tych roślin używanych jest lokalnie i mogłoby przynieść w przyszłości korzyści dla Ekwadoru.
Wciąż, mimo wielu badań, tak mało wiemy o wielu gatunkach roślin. Niezwykłe wrażenie wywarło na mnie spotkanie "oko w oko" ze storczykiem w jego naturalnym środowisku. Ten storczyk, odkryty przeze mnie nagle wśród liści, zrobił większe wrażenie niż wiele innych, kupionych w sklepie.
Duże wrażenie wywarły na mnie także kropelki rosy zwisające jak diamenty z końców liści. Wyobrażam sobie, że w przyszłości takie krople będą zbierane i butelkowane. Ale to w przyszłości. Teraz w lesie deszczowym spotkać można małe tamy - zapory, które powodują powstawanie małych zbiorników wody. I tworzą kaskady spływającej czystej, pełnej minerałów wody, dobrej do picia.
Okoliczne skały są bogate w różne minerały. Obserwowałam maleńki strumyczek rdzawego koloru, woda w nim zawierała najprawdopodobniej dużo żelaza. Uświadomiłam sobie, że gdyby tak połączyć te strumyczki, to "na skrzyżowaniu" powstałaby mieszanka minerałów, w której proporcja jonów niezbędnych do funkcjonowania enzymów w naszych komórkach byłaby wręcz idealna.
Woda pozbawiona jonów, czyli "woda tak czysta, że nie ma w niej nic" ma duży potencjał sorbcyjny. To oznacza, że rozpuszcza wszystko, co tylko napotka, np. w naszych jelitach.
Kolibry i butelka wody
Wielkie wrażenie wywarł na mnie ośrodek zdudowany z unikalnych, dużych drewnianych bali. Tuż za oknem znajdowała się duża ilość karmników. Doliczyłam się tam przedstawicieli aż 25 gatunków kolibrów. W Kanadzie, gdzie mieszkam od niemal 20 lat występuje jeden gatunek kolibra. Na stole zauważyłam butelkowaną wodę. Zapewne przeznaczona była dla turystów amerykańskich. Zażyczyłam sobie przegotowanej wody z lokalnego źródełka. Była pyszna, gotowanie nie niszczy minerałów, tylko zabija bakterie. I jest, moim zdaniem, korzystniejsze niż ozonowanie, które z kolei może utlenić niektóre minerały, zmieniając ładunek jonów. To może być szkodliwe. Tak bywa np. przy zmianie chromu z 3- na 6-wartościowy. Po takiej zamianie chrom wywołuje procesy biochemiczne groźne dla zdrowia.
W USA i Kanadzie powszechnie pije się pozbawioną smaku wodę destylowaną. Uwzględniając, że w przyszłości coraz więcej będzie wody miękkiej, pozbawionej minerałów odzyskiwanej i butelkownej, wspólnie z profesor Alfredą Padzik - Graczyk z warszawskiego WAT-u opracowujemy taki zestaw składników, który będzie dodawany do wody pozbawionej jonów, aby w ten sposób uzdatnić ją do picia.
Ponieważ jony są niezbędne do właściwego funkcjonowania enzymów w naszym organizmie, nie można dopuścić do powstania niedoborów tych elementów. Niedobór prowadzi do chronicznych chorób.
Tajemniczy świat roślin
W deszczowym lesie rozpoznałam wiele roślin, niestety, nie wszystkie - o większości przedtem nie słyszałam. Widziałam je po raz pierwszy. Pobrałam "próbki" (specymenty), które są poddawane analizie i opracowaniom. Po jakimś czasie o nich i ich fitochemii będę wiedziała więcej. Kilkunastogodzinna wizyta w tym niezwykłym lesie pozwoliła mi zrozumieć jak niewiele jeszcze wiemy o roślinach tej strefy geograficznej. Może uda nam się odkryć zupełnie nieznany związek chemiczny? To możliwe, bo rośliny w różnych środowiskach dla obrony przed mikrobami produkują różne związki fenolowe. Dla nich to są takie antybiotyki. Najwięcej jest ich na powierzchni roślin, bo tam "ląduje" najwięcej bakterii, a te związki zapobiegają namnażaniu się mikrobów.
Ich rola w zahamowaniu podziałów komórek może dotyczyć również komórek nowotworowych. Dodam, że grupa związków, podobnie jak ludzi, działa mocniej aniżeli w pojedynkę. Metoda usuwania związków rozpuszczalnych i nierozpuszczalnych z powierzchni została opracowana i opublikowana przez Zobel i Brown w Journal Natural Products, w 1988 roku. Polega ona na zanurzeniu w prawie wrzącej wodzie różnych organów rośliny, z których chcemy usunąć mieszankę takich zdeponowanych substancji. Gdyby Ekwadorczycy poznali tę metodę i mieli korzyści ze swoich roślin.
Jak w sklepie z zabawkami
W dżungli fotografowałam prawie wszystko. Patrzyłam na paprocie wielkości kilkupiętrowego budynku. Z radością odnotowałam, że nie było komarów w lesie, co w Kanadzie jest prawie niemożliwe. Z zachwytem patrzyłam jak motyle uwijały się wśród bajecznie kolorowych kwiatów i owoców.
Jeden z moich przewodników wymachiwal maczetą, a drugi namawiał na huśtanie się wśród palm i przejechania w specjalnym "koszu" nad palmami na drugą stronę urwiska. Uczyniłam co kazali, bo nie miałam innego wyjścia. Zamknęłam oczy i do przodu....
Po dniu w dżungli, mój przewodnik Santiago dostał fotouczulenia, bo otarł się o roślinę, która wydzieliła związki, o których pisałam wyżej. W takim przypadku dla uniknięcia skurczów mięśni dobrze jest wziąć minerały koloidalne, magnez i potas w formie organicznej, tzn. cytrynian magnezu, bo ta forma jest lepiej absorbowana. Do podbudowania immunosystemu radziłabym wziąć selen, także jako formę organiczną. Gdy zaczyniemy się bardzo pocić z wysiłku, dobrze jest dodać miedź i cynk.
Na koniec moja osobista rada - nie pijcie państwo wody destylowanej!
Artkuł był opublikowany w miesięczniku LOP "Przyroda Polska" w lutym 2005 roku
Alicja Zobel |