STRONA GŁÓWNA | KIM JESTEM | NIEZAPOMINAJKA | AKTUALNOŚCI | FORUM | FUNDACJA DOBRE ŻYCIE | KSIĘGA GOŚCI |NAPISZ
 

 

Czy zryw na Borne już minął?

Borne Sulinowo długo znajdowało się w centrum uwagi całego kraju. Przez kilka lat było bardzo wdzięcznym tematem dla dziennikarzy. Media interesował wymarsz wojsk radzieckich, pierwsi osadnicy, czekające na zasiedlenie Kłomino, niewybuchy i inne pamiątki po Rosjanach.


Najpierw mówiono i pisano o skażeniu radiooaktywnym, tonach porzuconej amunicji, a potem o mieszkaniach za bezcen i pracy dla każdego. Po kilku latach emocje opadły. Ważniejsze stało się szukanie inwestorów, rozwój gminy. Dziś w prasie cicho o Bornem, tylko od czasu do czasu jakiś dziennikarz zajrzy do miasteczka, pokręci się po okolicy i napisze – a to o podwodnym lesie, albo o kolejnym pomyśle, który ma przyciągnąć turystów. Prasowa cisza odbierana jest przez mieszkańców jako zła wróżba. Bezrobocie, bieda, zastój – te zjawiska dobrze są znane w Bornem. Coraz więcej osób myśli o wyjeździe z miasta. A przecież miało tutaj być Eldorado, miejsce, gdzie spełniają się marzenia... Czy zryw na Borne już minął ? 10. urodziny Od 13 do 15 czerwca Borne będzie świętowało swoje dziesiąte urodziny. W tym czasie zmienił się całkowicie charakter i wygląd miasta. W garażach, gdzie stały czołgi dzisiaj stoją samochody osobowe mieszkańców, plac apelowy Dywizji zamienił się w targowisko i strzeżony parking. Miasto nabiera kolorów – z miejsca, które maskowano zamienia się w miejsce, gdzie się wypoczywa. Z miasta militarnego przekształca się w turystyczne, w myśl hasła: „Borne Sulinowo – turystyczny poligon”. Borne czeka na twarz Liczące prawie 4 tys. mieszkańców miasteczko wciąż czeka na swoją twarz. Nad charakterem miasta pracowało i pracuje wiele osób. Projektów twarzy Bornego było sporo, ale jak dotąd żaden nie został zrealizowany. Były już pomysły zachowania, czy nawet odtworzenia klimatu minionych epok. Miał powstać radziecki karcer, w którym turyści mogliby się przespać na drewnianej pryczy, izba muzealna z militarnymi eksponatami, żołnierze w mundurach Wehrmachtu i czerwonoarmiści u bram miasta. Była też inicjatywa oznakowania ulic tablicami w trzech językach. Kiedy jednak przypomniano, iż główna ulica – aleja Niepodległości powinna nazywać się Adolf Hitler Strasse – zaczęły się protesty. Najpierw Borne należało do wiejskiej gminy, potem dopiero stało się miastem. Pierwsi gospodarze widocznie nie mieli dość wyobraźni, aby wypracować wizję miasta. Błędy popełnione na początku mszczą się do dziś. Mieszkańcy jednak wciąż nie rezygnują z marzeń. Powstało Towarzystwo Rozwoju Bornego Sulinowa i aktywnie działa na rzecz rozwoju miasta. Park trzech kultur Wiesław Rembieliński, były wojewoda słupski ma najnowszy, gotowy już od dwóch lat pomysł na zagospodarowanie Bornego Sulinowa. Składa się on z kilku elementów. – Trzeba przebudować miasto, zrekonstruować część zespołów architektonicznych, aby odtworzyć atmosferę końca lat 40. – objaśnia autor koncepcji. – Ponownego zbadania wymagają hipotezy o drugim, podziemnym mieście. Turystom należy udostępnić podziemne magazyny głowic nuklearnych i wyrzutnie. Należałoby opracować trasy zwiedzania bunkrów – opisuje. Leśnicy, zdaniem Rembielińskiego również powinni zaprezentować swój dorobek - Kłomińskie Wrzosowisko – największe i najpiękniejsze w Europie oraz unikalne zwierzęta - bobry, jelenie, orła bielika, bobry, cietrzewie. Na ponad 450 ha po upadłej spółce rolnej miałby powstać park, gdzie żyłyby zwierzęta domowe, występujące w Europie. Najważniejszym jednak punktem programu jest park trzech kultur, gdzie swoją część miasta zagospodarują kolejno: Niemcy, Rosjanie oraz Polacy. Byłoby to spotkanie obyczajowości trzech krajów w inscenizacji historycznej. W zewnętrznej strefie gospodarzami byliby Niemcy. Świat, zbudowany przez Niemców przetrwał do dziś: piękne wille oficerskie, tworzące osiedle, kasyno, schodzące do Jeziora Pile. W oparciu o tę architekturę, według Rembielińskiego Niemcy mogliby stworzyć atmosferę sennego miasteczka z lat 30; sklepy z pamiątkami, galerie, restauracje... Dopełnieniem tej historycznej scenografii mogłaby być wirtualna wędrówka po poligonie w czasach, kiedy powstawał. Tuż obok Niemców rozlokowaliby się Rosjanie, ze swoim jedzeniem, śpiewami, tańcem, łaźnią. Klimat lat 60., miejsce, gdzie można pośmiać się, pobawić, wypić. Trzecia strefa to lata 90. Ich twórcami bylibyśmy my, Polacy. Taki park rozrywki, według Rembielińskiego przyciągnie turystów. Autor liczy na fundusze europejskie, na zainteresowanie Niemców i Rosjan, a także krajowych przedsiębiorców. Przeprowadził już wiele rozmów na ten temat. Dość duże zaciekawienie pomysłem wykazali Holendrzy. - Turystom trzeba zaproponować coś konkretnego, jakiś program, żeby mieli po co przyjechać i co przeżyć. Dziś nie wystarcza luksusowy hotel i jedzenie. Bo to można dostać wszędzie. Potrzebne są doznania, wrażenia – mówi Wiesław Rembieliński. - Odbyłem wiele rozmów i konsultacji z wybitnymi architektami, artystami plastykami, ekologami, prawnikami, politykami. Mam ludzi, którzy zrobią projekt koncepcyjny całości programu ze szkicami i wizualizacją komputerową oraz makietami. Wszystko zależy od tego, czy będą pieniądze. Młodzi, znający języki przewodnicy mogliby oprowadzać zachodnich turystów, poszukiwaczy aktywnej turystyki. Mogliby pokazać cudzoziemcom ładny zachód słońca, dziki, jelenie, poligon, miejsca, gdzie stały rakiety, wycelowane w miasta na Zachodzie. Turystyka to dziś najbardziej dochodowy interes na świecie. Rzecz w tym, żeby zorganizować wabik, który zachęci do odwiedzenia danego miejsca. Poza młodzieżą, amatorami aktywnej turystyki do Bornego, zdaniem pana Rembielińskiego przyjechaliby Rosjanie oraz Niemcy. Pierwsi po to, aby powspominać, drudzy w poszukiwaniu wrażeń. A jest co wspominać... Kiedy odjeżdżali Rosjanie, na peronie, jak na „Titanicu” grała orkiestra. Część miejscowych nie kryła żalu – za czasami, kiedy tak znakomicie handlowało się z Rosjanami... Byli jednak i tacy, którzy płakali, ale z zupełnie innego powodu... Ostatni sołdat Sowietskoj Armii (Północna Grupa Armii Czerwonej) wsiadł do pociągu i odjechał 2 października 1992 roku. Skończyła się wojna, zaczęła spóźniona niepodległość Bornego. Leśne minimiasteczko było jednym z 28 garnizonów wojsk radzieckich stacjonujących w Polsce. Jednak tak dużego kompleksu, w całości przeznaczonego dla „przyjaciół” nigdzie dotąd nie było. Bornego przez pół wieku nie było na mapie. W miejscu, gdzie się znajdowało, na mapach malowano las. Stacjonowała w nim sowiecka dywizja pancerna, która ćwiczyła na pobliskim poligonie... Tuż za wsią Łubnowo zaczynały się zasieki i druty. Aby się dostać do „wojennogo gorodka”, otoczonego wysokim na cztery metry betonowym murem, w którym mieszkało 25 tysięcy radzieckich żołnierzy, trzeba było mieć przepustkę. Mieszkali tu też oficerowie z żonami. Wszystkiego było w bród, Polacy przychodzili tutaj, żeby pohandlować, pobawić się... – Załatwialiśmy sobie takie wejściówki, bo można było tanio kupić od Ruskich wiele deficytowych wówczas towarów – wspomina Tadeusz Michalski, zwany Ekologiem. Okoliczni mieszkańcy zaopatrywali się u Rosjan głównie w żywność, a rolnicy w ropę. Wiele obiektów kryła maskująca siatka. W koszarach stacjonowały dwie dywizje rakietowe i jedna pancerna. Sulinowo było podzielone na kilka stref bezpieczeństwa i nawet Rosjanie nie mogli po nim swobodnie się poruszać bez przepustek. W lasach koło Sypniewa ukryta była supertajna baza, gdzie przechowywano głowice atomowe. Do dziś opuszczone podziemne magazyny, bunkry i silosy – mimo zdemontowania niemal całego wyposażenia – robią niezwykłe wrażenie. Posmaku sensacji dodaje fakt, że tutaj stacjonowały rakiety z głowicami nuklearnymi, wymierzonymi w miasta na Zachodzie. Z kolei rakiety NATO były skierowane wprost w Sulinowo. Pierwszych dziennikarzy zaproszono w kwietniu 1991 roku Po Rosjanach zostały bloki, wille generalskie, domki jednorodzinne, magazyny, garaże, kasyna, kino, stadion sportowy, i duch sowietyzmu... W „Dzień otwartych bram” – 24 stycznia 1993 roku przyjechało dużo ludzi z całej Polski. Niezwykłe wrażenie na przyjezdnych robi cmentarz.... Kiedy odjeżdżali Rosjanie, na grobach dzieci zostawili lalki, misie, zabawki. Tuż przy wejściu – grób 20-letniego żołnierza, który zginął na poligonie. Uwagę przykuwa trzymetrowej wysokości nagrobek: dłoń, uzbrojona w pepeszę, wymierzona prosto w niebo. Palec ręki spoczywa na spuście... Czysta forma amerykańskiego pop-artu... Na taki widok każdy staje jak wryty. Na cmentarzu jest więcej grobów żołnierzy, którzy zginęli podobnie, jak ów 20-latek, podczas służby. Obok – groby oficerów, ich żon, dzieci, krewnych, którzy zmarli podczas pobytu za granicą. Przed Rosjanami byli tu Niemcy W latach 30. hitlerowskie Niemcy zbudowały tu od zera miasteczko wojskowe i poligon. Niemcy mieli plan. Gross Born budowali w latach 1934 – 38. Miasteczko i poligon były częścią systemu Pommerstellung. To tutaj ukryli jeden z potężnych garnizonów. Mówi się, że tu powstał szczegółowy plan napadu na Polskę. Poligon w Gross Born udawał saharyjską pustynię i służył do ćwiczeń armii generała Erwina Rommla – Afrikankorps. W Gross Born znajdowała się rezydencja generała Paulusa, gościł tu też Hitler. Jego zdjęcie znajduje się przed nieczynnym dziś dworcem kolejowym. Z rozkazu Hitlera wybudowano nad jeziorem kasyno. Podobno tu przyjeżdżała Ewa Braun i mieszkała w willi nazywanej jej imieniem. W Domu Oficera (99 pokoi) znajdującego się dziś w rękach londyńczyka polskiego pochodzenia – bawiła się kadra, najwyższe szarże. Do dziś urzekają schody do jeziora i „bankietnyj załł”. Pierwsze historyczne wzmianki o Bornem pojawiły się w 1587 roku, kiedy osadnicy z Dolnej Saksonii założyli tutaj osadę. Przed wojną wieś nazywała się Linde, czyli Lipa. To drzewo znajduje się w herbie miasta. Czas szabrowników Po wyjeździe Rosjan miasto najpierw ochraniali żołnierze. Niestety nie upilnowali wszystkiego. Do Bornego najpierw ściągnęły bandy szabrowników, po nich – „społeczni górnicy”. Najpierw rozwalono mur, otaczający miasto, następnie wartownię – potężną bramę na szynach, na której cokole stały miniaturki żołnierzy. Potem rabusie zabierali wszystko – okiennice, drzwi, kaloryfery i inne elementy wyposażenia domów. Nie brakowało amatorów złomu, którego wszędzie było pełno. Śmierć pracownika skupu złomu – spawacza Romana Sekreckiego, który próbował przeciąć pocisk moździerzowy spowodowała wstrzymanie wydawania zezwoleń przez Nadleśnictwo na zbiórkę złomu. „Górnicy” przez co najmniej dwa lata wykopywali węgiel, zasypany w ziemi przez Rosjan poza miastem. Ktoś zabrał drzwi (bagatela – ponad 4 tony, 40 cm grubości, 6 m wysokości) do silosu po ruchomych wyrzutniach rakiet z rzekomo jądrowymi głowicami. Opróżniono też magazyn z 20 tysiącami niemieckich hełmów (na rynku za jeden płacono nawet i po 200 zł). Wszystkie odjechały do huty. Pierwsi osiedleńcy przybyli w czerwcu 1993 roku. Do Bornego zjeżdżali ludzie z całej Polski. Górnicy z przyzwoitymi emeryturami, generałowie wojsk lotniczych i straży pożarnej, lekarze, nauczyciele, prawnicy, biznesmeni żądni szybkich pieniędzy, pośrednicy nieruchomości, życiowi bankruci, ludzie, którzy chcieli rozpocząć nowe życie i ci, co chcieli mieszkania na sezon. Zjawiali się też młodzi, zwabieni tanimi mieszkaniami. Tadeusz Wojewódzki z punktu informacji w Urzędzie Miasta opowiada nam anegdotę z tych pierwszych dni, która oddaje ówczesny klimat. - To był listopadowy, pochmurny dzień – wspomina. – Do jedynego wyremontowanego domu przy alei Niepodległości 4 zmierza auto. Jedzie nowy mieszkaniec Bornego. Przemierza całe opuszczone miasto. Puste domy bez okien, targane wiatrem fragmenty drzwi, klimat jak z horroru... W tym czasie jeden z pierwszych mieszkańców bloku montuje na dachu antenę telewizyjną. Kiedy ujrzał nowego, coś go podkusiło. Wsadza głowę w szyb wentylacyjny i ryczy: Atmurujcie mienia!!! Przybysz zawraca niemal w miejscu. Długo trzeba go było przekonywać, żeby nie odjeżdżał. Na początku wszystko tu było pierwsze; pierwsze narodziny, pierwsza śmierć. Żyło się szybko i intensywnie, ludzie zawierali znajomości i przyjaźnie, wrastali. Jednym z pierwszych mieszkańców był proboszcz ks. Remigiusz Szrajnert, który już wyjechał. W grupie pierwszych znalazł się redaktor Janusz Karkoszka, prawnik Tadeusz Wiekiera, ciepłownik inżynier Stanisław Matysiak, restaurator Adam Idziak (bar „Pod Orłem”). Wszyscy jednogłośnie twierdzą, że bardzo czują się rozczarowani. Innego oczekiwali tutaj życia, rzeczywistość odbiega od ich marzeń.. Pierwszym bornosulinianinem jest syn Idziaka Dawida, urodził się w nocy z 2 na 3 grudnia 1993 roku w szpitalu w Szczecinku. Dariusz Tederko, komendant Straży Miejskiej przyjechał w 1994 roku, jako numer 17. Mieszkanie – 60 m kw. Kupił za 8,5 tys. zł. Zżył się z ludźmi, zapuścił korzenie. Egzotyka powstawania nowego miasta trwała może rok, teraz – trwa codzienność. Jest normalnie, coraz normalniej. Kłomino znajduje się niedaleko Bornego, w pobliżu największego w Europie wrzosowiska. Za Niemców stacjonowały tu wojska generała Guderiana, potem był obóz jeniecki, a przez kolejne 50 lat – Rosjanie. Ulokowali tam pułk artylerii rakietowej. Nazwali to miejsce „Gródkiem”. Sześć dużych bloków, w tym kilka typu „leningrad” (szczytowe osiągnięcie radzieckiego budownictwa wielorodzinnego), trzynaście nieco mniejszych koszarowców, kilkadziesiąt dużych garaży i kilkanaście innych obiektów. Koncepcji na zagospodarowanie Gródka było sporo: ośrodek internowania dla nielegalnie przebywających w Polsce cudzoziemców, ośrodek MONAR-u, dla Polaków powracających z Kazachstanu do Polski, więzienie dla kryminalistów. Byli też i tacy, którzy chcieli osadę zburzyć. Podczas wojny w Kłominie był Oflag II Grossborn. Spośród 50 tys. Polaków, Rosjan, Francuzów, Jugosławian, Ukraińców i jeńców innych narodowości gehenny obozowej nie wytrzymała połowa. Zostali pochowani w różnych miejscach. Kości zmarłych znajdowane są w różnych miejscach, także podczas prac polowych. Niedawno na terenie obozu została odsłonięta tablica pamiątkowa. Przywiózł ją z Francji były więzień – porucznik Bertrand de Cuniac. Pan Skowronek z Nadleśnictwa Borne Sulinowo od dłuższego czasu próbuje odtworzyć historię jeńców z niemieckiego oflagu. Konstruuje listę więźniów, odkrywa dokumenty. Wśród nich – listy od jeńców, których Niemcy zabrali do Katynia, aby zobaczyli co Rosjanie zrobili z polską inteligencją. Zebrany przez pasjonata materiał jest interesujący, może w przyszłości zostanie sensownie wykorzystany? Zajmujące około 100 ha Kłomino w latach 1995 – 99 zostało skomunalizowane. Wszystkie nieruchomości nadają się do kapitalnego remontu. Kilka z nich znalazła kupców… Od 12 lat mieszka w Kłomino kobieta z trójką dzieci. Dwoje już dorosło i poszło w świat, z matką został najmłodszy syn. – Nie mieliśmy gdzie mieszkać, burmistrz Bornego zlitował się nad nami i wpuścił – opowiada. Kobieta nie pracuje, uprawia ogródek, zbiera leśne runo, chodzi pomagać do gospodarzy. W jednym z domów – kilka pamiątek po Rosjanach: łuski, pociski, hełmy, popiersie Lenina i Engelsa. Obraz z epoki socrealizmu z napisem: „W czełowiekie dołżno być wsio priekrasnoje: i lico, i odzieżda, i dusza, i umysł” – A. Czechow. 7 lutego 2003 roku burmistrz miasta Borne Sulinowo, Józef Tomczak wystosował pismo do Ministra Obrony Narodowej RP, Jerzego Szmajdzińskiego z prośbą o rozważenie możliwości przejęcia na cele obronności państwa miejscowości Kłomio. - Możliwe, że któryś z sojuszników NATO byłby zainteresowany stworzeniem swojej bazy tym bardziej, że bardzo blisko (5 km) znajduje się lotnisko wojskowe w Nadarzynach oraz w odległości 60 km mieści się Poligon Drawski – pisze burmistrz. Odpowiedzi nie ma do dzisiaj. Miejscowy biznes W Urzędzie Miasta i Gminy zarejestrowanych jest ponad 500 podmiotów gospodarczych. Największym pracodawcą jest firma „Matex”. Jej właściciel – Zenon Matkowski daje pracę ponad 300 osobom. Firma wytwarza około 250 różnych produktów do wyposażenia ogródków. Jak grzyby po deszczu rosną knajpki i przytulne hoteliki. U „Rasputina” można zjeść ruskie pierogi, barszcz czerwony i wypić sprowadzoną ze Lwowa wódką. Po latach wrócił do Bornego i założył knajpkę Sasza - cywilny fotograf z Domu Oficera. Mimo tych kilku optymistycznych akcentów nie jest różowo - bezrobocie sięga tutaj 23 procent. Od 1996 roku w Bornem działa Stowarzyszenie Małej i Drobnej Przedsiębiorczości „Inkubator Przedsiębiorczości”. Władze Bornego kuszą potencjalnych mieszkańców rozległymi lasami i czystymi jeziorami, a także ulgami i preferencyjnymi kredytami dla inwestorów. Ci, którzy zatrudnią ludzi – w nagrodę dostaną zerowe oprocentowanie kredytów. A ci co się osiedlą – mogą być zwolnienie z podatku dochodowego do wysokości poniesionych nakładów. Tłoku jednak nie widać. Nie pozostało też nic z nadziei, jaka towarzyszyła wyprawie burmistrza Jana Chrzanowskiego na Śląsk. W lokalnych gazetach pojawiły się wtedy artykuły z tytułami: „Przybywajcie”! Niektórzy się skusili i przyjechali. Nie żałują – wreszcie mają tego, czego im brakowało: las, czyste powietrze, wodę. Wczasy przez cały rok. Osobistości i Borne Miasteczko odwiedził Jan Nowak-Jeziorański, którego imię nadano miejscowej szkole. Spędzał tu urlop Zbigniew Religa, miasto odwiedził Parys, Adam Struzik, senator Czerwiński z SLD otworzył biuro senatorskie. Samorząd zaprosił również Lecha Wałęsę, który spowodował wyjście Armii Radzieckiej oraz Aleksandra Kwaśniewskiego, który chodził do szkoły w pobliskim Białogardzie. Legendy O ukrytych pod ziemią tunelach, peronach, a nawet fabrykach słuchy chodziły od dawna. Kiedy w 1992 roku miasto przekazano Polakom, wszyscy byli zaskoczeni – w mieście nie było schronów, a niektóre budynki były tylko częściowo podpiwniczone. W trzy lata później poznański radiesteta – Jan Krasiński zbadał dokumentację i przeprowadził badania radiestezyjne, po czym nakreślił mapę miejskich podziemi. Mówił, że pod ziemią znajduje się cała pajęczyna tuneli. Wjazd jest w lesie, poza miastem. Stropy miały znajdować się 3,5 metra pod powierzchnią. Stwierdził, że w jeziorze Pile znajdują się zatopione łodzie podwodne, a największe budowle są pod Domem Oficera. Władze samorządowe postanowiły zbadać tajemnicę. Kilka tygodni później wykonano pierwsze próbne wykopy. Pierwsze odwierty zrobiono koło Domu Oficera, gdzie miały zbiegać się dwie nitki kolejki. Wiercono świdrem do badań geologicznych. Nad domniemanym korytarzem, na głębokości 5,7 metra napotkano na twardą powierzchnię. Badania powtórzono w 4 miejscach – wszędzie było tak samo. Udało się wydobyć na powierzchnię kawałek cegły. Zdaniem geologów ziemia w miejscach odwiertów jest pochodzenia nasypowego i wyraźnie wyróżnia się od stałego podłoża. Mieszkańcy miasteczka pamiętają, jak w czasie remontu jednego z domów zarwał się strop w piwnicy i zaczęła się wylewać woda. Po osuszeniu lokatorzy ujrzeli nie znany dotąd korytarz i dwa wagoniki, jak w kopalni. Z obawy, że inni ludzie będą przychodzili oglądać i narobią zamieszania – odkrycie zabetonowano. Podobno weterani Wehrmachtu twierdzą, że w Bornem – podobnie jak w bliźniaczym mieście w Niemczech pod miastem znajduje się miasto numer dwa. Drugą tajemnicą Bornego jest zatopiony las w Jeziorze Pile. Podczas wojny na tym akwenie Niemcy testowali dwuosobowe łodzie dywersyjne. Zadaniem tych łodzi było dopłynąć do jednostek wroga i zakładać pod dnem okrętu miny, przywiezione koleją. Na głębokich wodach Pile wykonywano naprawy i udoskonalenia. Po wojnie Rosjanie zebrali ładunki wybuchowe i podłożyli pod podwodną przystanią wojsk Wehrmachtu. Wskutek wybuchu porośnięta drzewami wyspa zapadła się w jeziorną toń na głębokość 37 metrów. Podziemnym światem zainteresowali się strażacy i założyli jedyny w Polsce ośrodek płetwonurków – ratowników. Zatopili kilka wraków samochodów i nurkują. Nurkowie widzieli jakieś betonowe konstrukcje pod wodą. Opowiadają też o ogromnych węgorzach, żyjących w podwodnym lesie. Legenda wciąż rośnie. Dziś.... czym to Borne urzeka? Położeniem, historią i tajemnicami. To miasto jest inne pod każdym względem – historii, wyglądu, przekroju społecznego mieszkańców. Łamie pojęcie o mieście: rozrzucone domy, brak jakiegokolwiek ładu, nie wiadomo, gdzie centrum miasta, a gdzie peryferie. Szkoła podstawowa i gimnazjum (placówka, oddana do użytku w 1994 roku jest dumą gminy), poczta, zakład energetyczny, przychodnia lekarska, sklepy, sieć kafejek. Wrażenie robi rosyjski szpital, niemieckie sanatorium i polski dom pomocy społecznej w jednym – kolos o powierzchni 10 tys. m kw. Borne to szczególne miasto, gdzie można jeszcze obserwować niezwykle dynamiczne procesy integracyjne. Tygiel, w którym wciąż uciera się charakter miasta. Tutaj osiedlają się Polacy, powracający z dalekiego Kazachstanu, wracają na starość Niemcy Nieprzeciętność Bornego to także znacznie wyższy od średniej krajowej wskaźnik ludzi z wyższym wykształceniem (12 proc.) i średnim (38 proc.). Nietuzinkowa jest też przeszłość. I w tych opowieściach o przeszłości można dostrzec jakby nutę tęsknoty za tym, co minęło. Jakby zauroczenie strachem, który wzbudzała obecność Rosjan nie minęło, a nawet potęgowało się w miarę upływu czasu... Psycholodzy znają syndrom ofiary, być może to zjawisko występuje w leśnym miasteczku? Podobno terroryzowane ofiary zakochują się w swoich oprawcach; czy tak też się stało w przypadku mieszkańców Bornego? W zbiorowej świadomości można też się doszukać fascynacji przeszłością, w której mieszkańcy widzą swoją nadzieję na przyszłość... Turyści pytają o „pamiątki” po Rosjanach. Część z nich zgromadzono w ratuszu – hełmy, kule, trochę destruktorów broni, instrukcja zakładania onuc, trochę obrazów. Na strychu siedziby władz miasta można obejrzeć obraz – panoramę potyczki Niemców z Rosjanami. Przyjezdnych intryguje okrągła pieczęć, z napisem: „Borne Sulinowo – Komiendant Goroda”, którą przybija turystom Tadeusz Wojewódzki. Kolejna osobliwość to klasztor sióstr Karmelitanek Bosych, które przyjechały z Gdyni w 1997 roku i założyły. Klasztor zajmują dość duży teren w pobliżu Domu Oficera, koło jeziora Pile. Siostry zaadoptowały koszarowiec, w którym były najpierw niemieckie, potem rosyjskie koszary. Po wejściu do obiektu rzuca się w oczy długi korytarz, z którego prowadzą drzwi do niewielkich sal. Tak tubylców jak i przyjezdnych cieszą dzikie jeziora, niezmierzone połacie dawnych poligonów, częściowo zaadoptowane przez polskie wojsko. Adrenalinę przybyszom podnoszą widoki: pomiędzy drzewami dostrzec można ruiny poligonowych budynków: strzelnic, budynków szkoleniowych, wież obserwacyjnych, schronów i magazynów. Do dziś czynny jest polski poligon lotniczy w pobliżu Nadarzyc, huczą samoloty. Lekarz Emanuel Siejok (razem z żoną przyjechał z Włocławka) wraz z grupą przyjaciół założył stowarzyszenie, którego celem jest uruchomienie lotniska w Bornem. Działa tu również stowarzyszenie motorolotniarzy, co roku odbywają się zawody. Jak twierdzi Jerzy Szymak, dzierżawca Zalewów Nadarzyckich. Borne i okolice to piękne miejsce. Na bliźnie, jaką był poligon przyroda jakby nadrabiała wieloletnie zaległości. W tym miejscu jest szczególnie wybujała. Zalewy Nadarzyckie, największe w Europie Wrzosowisko Kłomińskie (około 2 tys. ha, na których co roku pszczelarze, podczas kwitnienia wrzosów stawiają ule ), ponad 40 jezior, rzeka Piława, bogactwo zwierzyny, w tym unikalnego orlika białego – to zielone złoto Bornego. Wciąż czeka ono na odkrywców. Do Bornego turyści ciągną przez cały rok. Pod koniec stycznia zjawiają się dzieciaki, potem emeryci, wędkarze, grzybiarze, miłośnicy rajdów samochodowych i mikrolotów, a po nich kajakarze, żeglarze, cykliści. Każdy czegoś szuka Niedaleko Nadarzyc znajduje się stare wysypisko śmieci. Najpierw służyło Niemcom, potem Rosjanom. Amatorów zakopanych „skarbów” spotkać można niemal każdego dna. W poniemieckich śmietnikach szpera m.in. były oficer Wojska Polskiego. Jak coś ciekawego znajdzie, sprzedaje i kupuje chleb. Co można znaleźć? Stare butelki, nakrycia stołowe, puszki po piwie, a nawet po coca-coli, kufle, kałamarze, pojemniki z prezerwatywami, tabakierki z zawartością, krem Nivea, nocniki, fragmenty nakryć stołowych z porcelany, ze swastyką na odwrocie. Sporym wzięciem cieszą się kubki z figurkami niemieckich żołnierzy. Mają na rynku niezłą cenę W Bornem i okolicy ludzie ciągle czegoś szukają, bo od lat można tu dużo znaleźć – od schronów atomowych po destruktory i guziki z mundurów trzech armii. Na zlecenie gminy rozbierane są wybrukowane jeszcze przez Niemców drogi, a kamień trafia – w różne miejsca.... Latem w okolicy spotkać można mężczyzn. Chodzą po dwóch, po trzech, z rowerami i workami. Zbierają łubin, rosnący na byłym poligonie obficie. Coraz więcej ludzi żyje z tego, co nazbiera w lesie, a są to: bzy, jagody, grzyby, kwiaty lipy, owoce głogu. Miasto zostawione same sobie Borne nie jest jedyną bazą wojskową, w której rozpoczęto konwersję nieruchomości służących przez dziesięciolecia innym celom. W tym czasie w Europie likwidowano ponad 700 baz, przy czym w Polsce proces ten nasilił się podczas realizacji programu restrukturyzacji armii, który był warunkiem przyjęcia do NATO. W Europie w zagospodarowaniu takich baz brały udział sztaby ekspertów, planistów, dysponujących potężnymi środkami. Borne Sulinowo pozostawiono niemal same sobie. Był co prawda Rządowy Program Zagospodarowania Mienia Poradzieckiego, ale nie spełnił on oczekiwań władz i mieszkańców. Według Niemców Borne miało być drugim, po Połczynie Zdroju ośrodkiem rozwoju rasy nordyckiej. Tutaj miały trafiać ciężarne kobiety, zapłodnione przez Nordyków w Połczynie. Miał tu znajdować się inkubator nadludzkiej rasy. Po tej ponurej przeszłości poza domami, willami, schronami i innymi obiektami wojskowym pozostała płaskorzeźba Hitlera na koniu. Została odsłonięta podczas remontu frontonu Domu Oficera.


Walentyna Rakiel-Czarnecka



Kliknij i posłuchaj ;)


Menu :

- GALERIA ZDJĘĆ
- EKOLOGIA
- CZŁOWIEK
- RECENZJE
- REPORTAŻE
- CHLEB
- LINKI
- MULTIMEDIA











 

 

 

  Copyrigt Effective Computer Support.