Czy pogoda ma wpływ na zdrowie? Rozmowa
z dr hab. WiesŁawem Kowalskim
z Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej
Panie doktorze, czy pogoda, ciśnienie atmosferyczne, temperatura - ma wpływ na funkcjonowanie człowieka?
- W żadnym podręczniku medycyny morskiej, lotniczej czy podobnym, nie ma rozdziałów o wpływie pogody na funkcjonowanie człowieka. Owszem, dostosowaliśmy się do warunków, w jakich żyjemy - nasz organizm "wie", że doba trwa 24 godziny, że jest dzień i noc, że zmieniają się pory roku, że żyjemy na różnych wysokościach, przy różnym nasłonecznieniu. Trudno jednak ustalić (chyba że w warunkach laboratoryjnych) jak zmiana warunków pogodowych może wpływać na zachowanie człowieka i jego zdolność do normalnego funkcjonowania.
Człowiek kontaktuje się ze światem zewnętrznym za pomocą swoich zmysłów - inaczej reaguje na otaczający go świat przy pięknej słonecznej pogodzie, inaczej przy dżdżystej i niskich temperaturach. Przy gorszej pogodzie będzie gorzej postrzegał, nie w pełni oceniał środowisko, które go otacza. Ale jeśli jest w normalnej kondycji psychicznej, nie ma dolegliwości, powinien spokojnie, normalnie znosić zmianę pogody. Jeśli jednak cierpi na jakąś chorobę, np. wieńcową, to na przykład silny wiatr może wpływać na nasilenie objawów.
m Ale są ludzie - barometry, żywo reagujący na zmianę pogody.
- To wszystko się mieści w granicy normy. Przy słonecznym dniu dociera do nas więcej bodźców niż w pochmurnym. Mówi się o deprywacji sensorycznej, kiedy do człowieka nie docierają bodźce. A właśnie zła pogoda jest rodzajem takiej deprywacji. I wtedy człowiek nie osiąga poziomu pobudzenia typowego dla danej pory dnia, albo ma skłonności do przysypiania. Jest to zjawisko fizjologiczne, które trudno poddaje się ocenie. Proszę sobie wyobrazić sytuację, że przy pięknej pogodzie wyraża radość istnienia ktoś, kto stracił kogoś bliskiego? Sytuacja życiowa lub rodzinna człowieka jest silniejszym bodźcem niż ładna czy brzydka pogoda.
Jeśli spotyka mnie wszystko co najlepsze - dostałem się na studia, otrzymałem podwyżkę, - to nie będę czuł się gorzej tylko dlatego, że jest niż i pada.
m Powiedział pan, że trudno jest zmierzyć wpływ pogody na samopoczucie, ale jednocześnie dopuszcza pan istnienie tego wpływu.
- Gorsza pogoda to mniej bodźców, reakcje organizmu są ograniczone, możemy czuć się bardziej senni. Jedni w większym stopniu reagują na te zmiany, drudzy w mniejszym. Myślę, że wszyscy przy kiepskiej pogodzie są senni. Ale to też zależy od tego np., czy ktoś nie zaburzył sobie rytmów dobowych, czy jest "niedospany", może ma za sobą jakieś przykre albo radosne zdarzenia.
Podczas pobytu na Stacji Antarktycznej Arctowskiego zauważyłem, że koledzy, którzy zajmowali się meteorologią i pracowali w systemie zmianowym tak rozkojarzyli organizm, że zamiast jednego długiego snu, kilkanaście razy w ciągu doby zapadali w drzemkę. I to zaburzenie rytmów dobowych też jest zjawiskiem przewyższającym wpływ pogody na człowieka.
Te wszystkie czynniki, o których mówię będą miały wpływ na nasze funkcjonowanie - większy aniżeli sama zamiana pogody.
Bo gdyby było tak, jak pani sugeruje, to przy wielkim niżu pilot nie mógłby prowadzić samolotu do Nowego Jorku, a my nie moglibyśmy chodzić do pracy.
m Co w przypadku niżu robią piloci, by poprawić sobie samopoczucie?
- Podczas szkolenia lotniczego personel nabywa doświadczenia jak radzić sobie w różnych sytuacjach i każdy sam sobie to reguluje. Dla każdego lot jest przeżyciem, dla pilota również. Odpowiedzialność za pasażerów na pokładzie samolotów jest niemałym obciążeniem. Przeżycia odbijają się na całym organizmie. Jeśli ktoś się gwałtownie zawstydzi, albo ktoś mu się nagle spodoba, to ciśnienie gwałtownie mu wzrasta. Również napięcie towarzyszące lotowi wpływa na samopoczucie. Piloci wiedzą, że w przypadku gorszej pogody muszą sobie jakoś wyostrzyć zmysły. Podobnie jadąc autem - przy pięknej pogodzie rzadziej robimy przerwy na kawę, przy brzydkiej - częściej.
m Czytałam wielokrotnie, że są ludzie, którym brakuje światła, szczególnie jesienią i zimą. Istnieją zabiegi światłoterapii.
- Ludy, żyjące przez pół roku w ciemności, podczas nocy polarnej nie poddają się takim zabiegom i funkcjonują. Myślę, że należy zachować ostrożność przy tego typu eksperymentach. Gdyby takie oświetlenie, o którym pani mówi miało pomóc, powinno być certyfikowane. Rzecz w tym, żeby te lampy nie wysuszały i nie podrażniały skóry, nie powodowały czerniaka, po prostu, żeby nam nie szkodziły. Musimy uważać na wszelkie nowinki. Również terapie tlenowe, o których tyle ostatnio się mówi, nie mają uzasadnienia fizjologicznego. Dobrze, jeśli takie "dotlenianie" dzieje się to pod normalnym ciśnieniem, bo tlen pod większym ciśnieniem może być toksyczny. Negatywny wpływ na zdrowie nie od razu się ujawnia, ale odległe skutki takiego niewłaściwego dotleniania mogą być groźne. Do tego dochodzi zagrożenie pożarowe - pożar w tlenie jest tragiczny w skutkach.
Człowiek dostosował się do warunków, w których żyje, są jednak tacy, którzy wciąż narzekają - a to za bardzo pada, a to za mocno grzeje. Takie narzekanie często jest uzewnętrznieniem pewnych cech charakteru, niedomagań psychofizycznych, może skłonności do depresji.
m Łatwo ulegamy różnym modom, obietnicom różnych "czarodziejów", szamanów...
- Również światłoterapię trudno naukowo uzasadnić, ale dzięki temu łatwo jest "szamanić". Ludzie mają pewną skłonność do wiary w moc cudownych tabletek, łatwo ulegają magii, o czym doskonale wiedzą ci, którzy robią na tym interesy. Bo łatwiej uwierzyć, że dzięki zaklęciu zmieni się coś w moim życiu, aniżeli dochodzić do tego ciężką pracą. Obawiam się, że ten sposób myślenia staje się powszechny, bo nawet na studiach mamy biometeorologię.
Zdobywca złotego medalu na olimpiadzie, w nocy, mimo silnego przeżycia śpi. Usłyszy coś miłego lub przykrego - przeżywa. I trudno powiedzieć, że przeżywa dlatego, że jest wyż albo niż. Bywa, że na skutek silnych przeżyć ludzie bardzo szybko zasypiają. To jest odpowiedź organizmu na bodźce. Jeśli umieścimy kogoś w izolowanym środowisku (robi się badania polegające na tym, że odcina się ludzi od wpływu wielu czynników zewnętrznych), to organizm zaczyna inaczej funkcjonować.
Wracając do wpływu ciśnienia barometrycznego - załóżmy, że jest niż - proszę powiedzieć, co ja mam u pani mierzyć? Bo to, że ma pani niskie ciśnienie, to może być spowodowane np. braniem leków. Albo ma pani ciśnienie podwyższone - przecież mogło do tego dojść z różnych powodów.
m Człowiek ma duże zdolności adaptacyjne. Pan podczas pobytu na Stacji Antarktycznej Arctowskiego badał możliwości adaptacyjne człowieka do pobytu w strefie antarktycznej. Do jakich doszedł pan wniosków?
- To niełatwo zmierzyć. Bierze się pod uwagę parametry środowiska - temperaturę, ruch powietrza, nasłonecznienie, wilgotność, oblicza siłę chłodzącą powietrza (wiatr ma duży wpływ na odbiór pogody; jeśli mamy minus jeden stopień Celsjusza, a wieje silny wiatr, mamy odpowiednik minus 15. I odwrotnie - przy bezwietrznej pogodzie nawet przy minus 15 nie jest zbyt zimno). W pewnych granicach działania termicznego na organizm nie da się zmierzyć prawie żadnej reakcji organizmu. Póki człowiek się nie wyziębi albo nie przegrzeje, zacznie mieć dreszcze albo zacznie się pocić, nie widać wpływu środowiska termicznego.
Na Antarktydzie starłem się znaleźć metodę, która pozwoli na jakąś ocenę. Co miesiąc zawieszałem grupę badanych ludzi, bez odzieży w siatce, w temperaturze 10 stopni Celsjusza i trzymałem przez trzy godziny. Sam również uczestniczyłem w tym eksperymencie i mierzyłem reakcje swojego organizmu na te czynniki.
m I nie przeziębiliście się?
- Jeśli nie ma czynników chorobotwórczych, wirusów lub bakterii, to nikt nie choruje. W czasie tego zimowego pobytu, żadna spośród 20 przebywających tam osób nawet się nie przeziębiła. A to, że człowiek w tolerowanym zakresie oziębi się lub przegrzeje to jeszcze nie powód, żeby zachorował. To, co my nazywamy przeziębieniem, to zwykle efekty zakażenia bakteryjnego lub wirusowego, albo też nieznanego pochodzenia. Jak ktoś ma katar to przecież nikt nie robi mu badań laboratoryjnych. Dopiero, jak dolegliwości przedłużają i nasilają się, ktoś nie reaguje na antybiotyk, pojawia się SARS, posocznica czy inna choroba grożąca rozprzestrzenianiem się, robi się bardzo szczegółowe badania.
m A w tej siatce, nie było wam zimno?
- Było, ale w każdym następnym powtórzeniu coraz mniej. Uważa się, że człowiek nie ma tzw. aklimatyzacji ogólnej do zimna, bo do ciepła taki mechanizm jest. Pocenie się umożliwia człowiekowi oddawanie ciepła z organizmu nawet przy temperaturach otoczenia wyższych od temperatury ciała. Pot, który odparowuje z powierzchni ciała powoduje, że ciało się ochładza. Pot, który z nas kapie jest stracony, liczy się tylko ten, który odparuje z powierzchni skóry. Człowiek zalewający się strugami potu nie musi mieć zdolności ochładzania się, a drobny kroplisty pot, prawie niewidoczny - doskonale chłodzi. Efektywne pocenie się mniej stężonym potem to jeden z objawów przystosowania - aklimatyzacji do ciepła.
Niestety, nie mamy takiego mechanizmu dostosowawczego do zimna. Są co prawda dreszcze, ale z nimi "nie da się żyć". Poza tym energii wystarczy nam na dreszcze tylko przez krótki czas. Człowiek wytrzyma w bardzo niskich temperaturach tylko jeśli zostanie odpowiednio ubrany, nakarmiony i będzie spał pod dachem, choćby namiotu.
m A pan badał czy ludzie temu zimnu ulegają?
- Znane są przypadki, że nawet przy bardzo niskich temperaturach ludzie się przegrzewają, gdy ubierają się niewłaściwie. Dlatego musiałem oceniać wartość ciepłochronną ubiorów uczestników badań, w zależności od czasu ich pobytu poza zabudowaniami i panujących w tym czasie warunków termicznych. Zauważyłem, że przystosowujemy się do zimna dzięki częstym, krótkim wyjściom. Ktoś, kto pokonał lęk przed mrozem, przechodził z budynku do budynku w koszuli i nie czuł zimna. W tej sieci najpierw baliśmy się, czy nie dostaniemy zapalenia płuc, ale potem jedynym problemem była nuda. Dreszcze w pierwszym badaniu były, i to silne, potem było ich coraz mniej, aż zanikały. Zanikało też wzmożone napięcie mięśni, zmieniał się poziom niektórych hormonów.
Kanadyjczyk LeBlanc prowadził badania u rybaków dalekomorskich. Oni ciągle trzymają ręce w wodzie, naczynia rąk się nie kurczą, ręce stają się czerwone, podobnie jak twarz (żeby utrzymać temperaturę i nie dopuścić do odmrożenia). Jest to tak zwana aklimatyzacja miejscowa. Ja natomiast chciałem zbadać czy istnieje tzw. ogólna aklimatyzacja, czy coś zmienia się w całym organizmie człowieka. I takie dane udało mi się zebrać. Oczywiście działa ona w ograniczonym zakresie. Człowiek wywodzi się jednak ze stref ciepłych.
m Lato 2003 roku było upalne. Na skutek upałów zmarło dużo starszych ludzi, głównie we Francji. Dlaczego?
- U osób starszych i niemowląt procesy termoregulacyjne często są niewydolne. Dotyczy to zarówno przebywania w warunkach nagłego zadziałania gorąca jak i zimna. Musimy pamiętać, że niemowlęta nie mają dreszczy i nie widać, że się schłodziły. Dreszczy będących "sygnałem alarmowym" często nie mają też ludzie starsi. Dlatego zdarza się, że w niedogrzanym mieszkaniu wychładzają się i umierają. To częste zjawisko umykające naszej uwadze. W warunkach gorąca często nie pamiętamy o zjawisku odwodnienia. Normalnie nie mierzymy ilości wypijanych płynów - pragnienie jest miarą zapotrzebowania. Nagle następuje fala upałów i człowiek zaczyna więcej się pocić, powoli się odwadnia. Stewardesa leci do Dubaju i gubi tam 2-3 kg. Cieszy się, że straciła na wadze, ale to złudzenie - ona się tylko odwodniła. Hutnik potrafi wypocić 9 litrów wody podczas zmiany. Musi ten ubytek uzupełnić, żeby przeżyć.
Jeśli znajdziemy się nagle w klimacie tropikalnym lub nastąpi fala upałów, powinniśmy pamiętać o dostarczaniu naszemu organizmowi odpowiedniej ilości płynów. Na początku więcej niż dyktuje nam pragnienie.
To, co się wydarzyło minionego lata we Francji potwierdza, że ludzie starsi mają problem z dostosowaniem się do zmiany temperatur.
Ich dzieci wyjechały na wakacje, pozostawieni sami sobie, bez opieki, odwadniali się i umierali. Sam upał potrafiliby znieść - co prawda trudniej się przy wysokich temperaturach oddycha, ale żyć można. Gdyby udzielono im pomocy, umieszczono w klimatyzowanych pomieszczeniach - przeżyliby. Przed laty w tych państwach, które miały kolonie wiedziano, że należy przyjmować odpowiednią ilość płynów ale też, że nie każdy może przebywać w gorącym klimacie (są bowiem ludzie, którzy mają upośledzone pocenie i nie potrafią się dostosować do gorącego klimatu). Wysyłani tam urzędnicy często musieli wracać nie mogąc się zaaklimatyzować. Niestety, staruszkowie we Francji nie mieli dokąd uciec...
Dziękuję za rozmowę
Tekst został opublikowany w miesięczniku LOP "Przyroda Polska" w maju 2004 roku
Walentyna Rakiel-Czarnecka |