Trzeba walczyć o prawo do zdrowego życia
Rozmowa z dr ZBIGNIEWEM HAŁATEM
Od niedawna obowiązuje ocena jakości życia ludzi poprzez obliczanie oczekiwanej liczby lat, w których człowiek żyje w pełni zdrowia. Według modelu Światowej Organizacji Zdrowia jest to 74,5 lat. Nam brakuje do tego modelu 8,3 lat życia w zdrowiu. Tymczasem niedawno jeszcze z wypowiedzi ludzi sprawujących władzę wynikało, że Polacy żyją dłużej i zdrowiej.
- Nie dość, że te stwierdzenia były bezpodstawne, to jeszcze pozbawiały one argumentów ludzi, którzy zabiegali o środki na profilaktykę zdrowotną i zapobieganie przedwczesnym zgonom, bardziej sprawiedliwe wykorzystanie środków na te cele. Te różne "autorytety" próbowały odpowiedzialność za kiepską jakość zdrowia przerzucić na barki obywateli. To wszystko było uwerturą do coraz głośniej i częściej brzmiącego w Polsce marsza pogrzebowego. Ludzi pozbawiono dostępu do lekarza, współczesnej diagnostyki i terapii. Zwiększała się liczba zgonów spowodowanych zbyt późno rozpoznanych i źle leczonych nowotworów. Tym większego znaczenia nabiera ochrona naszego zdrowia przed czynnikami rakotwórczymi
w szeroko rozumianym środowisku człowieka. Państwo musi zminimalizować zagrożenia i zapewnić nam stabilizację socjalną, a także bezpieczeństwo.
l Pan od dawna zajmuje się popularyzacją prawa. Aby ono działało, musi być zachowane minimum praworządności, musi być sprawna prokuratura, niezawisły sąd i nieuchronność kary. Muszą istnieć pozytywne wzorce. A jak jest?
- W 2002 roku złożyliśmy doniesienie do prokuratury na ministra zdrowia i ministra rolnictwa za dopuszczenie do obrotu importowanego z Niemiec ziarna z kancero- i teratogennym nitrofenem. Z odpowiedzi prokuratury rejonowej wynikało, że ministrowie nie są winni, a oskarżenie ich o to, że wprowadzili do obrotu ten produkt jest niesłuszne. Ta odpowiedź to typowy przykład arogancji władzy: przecież chodziło nie o to, że minister M. Łapiński i minister-wicepremier J. Kalinowski sami tym zbożem handlowali, a o to, że nie wypełnili swoich ustawowych obowiązków, dodatkowo sprecyzowanych przez specjalne rozporządzenie premiera. I gdzie tu mamy państwo praworządne? A w tym samym czasie Czechy, Litwa, Słowacja zakazały importu niemieckiego zboża.
Teraz czekamy na sądowe rozstrzygnięcie odpowiedzialności za sprzedaż szkodliwej dla zdrowia wody. 23 lutego ok. godz. 14. przed sądem okręgowym w Warszawie rozpocznie się sprawa pani Gajewskiej i jej rodziny, która była narażona przez kilka miesięcy 2002 r. na picie wody z siarczanami pochodzącej z zatopionej kopalni miedzi pod Bolesławcem na Dolnym Śląsku. Osoby te wskutek picia skażonej wody doznały uszczerbku zdrowia i teraz skarżą m.in. Skarb Państwa o odszkodowanie. Zważywszy, że jesteśmy przed akcesją do Unii Europejskiej jest to pewnego rodzaju symbol - bo przecież Europa Zjednoczona powstała dla obrony interesów obywateli, nie biurokratów ani oligarchów. U nas na razie aparat sprawiedliwości nie może otrząsnąć się z podległości władzom lub wielkim pieniądzom i nie uwzględnia strat osób poszkodowanych. Dlatego chcemy nagłośnić sprawę rodziny Gajewskich, aby zachęcić obywateli do egzekwowania swoich praw oraz egzekwowania obowiązków od tych, którzy sprawują różne funkcje państwowe.
Na szczęście jest coraz więcej ludzi, walczących o prawo swoje i swoich dzieci do zdrowego życia. Właśnie tak jak polska Erin Brocovich (tytułowa postać filmu z 2000 r. wytwórni Universal, zagrana przez Julię Roberts) - pani Alicja Gajewska spod Bolesławca, która walczy z Kombinatem Górniczo - Hutniczym Miedzi niczym Dawid
z Goliatem. Opinia publiczna na ogół niewiele wie o takich sprawach.
l Czasami jednak jakieś informacje na temat podobnych zagrożeń przedostają się do mediów.
- Tak było z trucicielami koło Skarżyska Kamiennej, ujawnionymi dzięki działalności m.in. pani Anny Leżańskiej z Bliżyna. Okazało się, że tamtejsza fabryka farb i lakierów przechowywała latami chemikalia w beczkach, które zaczęły przeciekać, a wypływający z nich do rowów toluen, ksylen i benzynę ekstrakcyjną podpalano dla zatarcia śladów, co spowodowało, że po całej okolicy snuły się dymy. Pojawiły się też objawy silnych zatruć, substancje toksyczne dostały się do wody. Gdyby nie miejscowi dziennikarze, nikt by się
o tym nie dowiedział.
l Myślę, że jest tak źle, gdyż ta właśnie część oświaty ekologicznej jaką jest podnoszenie świadomości nas wszystkich, wciąż jest u nas.
- Sytuacja, w której człowiek sam na sam zostaje ze środowiskiem przypomina sytuację, w której człowiek zostaje sam na sam z bezbronnym zwierzęciem lub niemowlęciem. Przypadki skatowania niemowląt, o których niedawno donosiła prasa dowodzą, że nie zawsze można liczyć na sumienie obywateli. W związku z tym, jeżeli ktoś pod presją kary nie posuwa się do tak nieludzkich czynów, to musi być przekonany o nieuchronności i dolegliwości kary, ale u nas nikt takiego przekonania nie ma. Na początku lat 90. inspektorzy ochrony środowiska wdrapywali się na drzewa w miejscowościach wypoczynkowych i obserwowali miejsca,
w których bezprawnie wylewano nieczystosci
z ośrodków wypoczynkowych. Dzisiaj inspektorom nie zawsze chce się wyjść zza biurka, tłumaczą, że nie mają pieniędzy na benzynę, co też jest smutną prawdą.
Ponieważ strach przed karą nie chroni dzisiaj środowiska, pozostaje pokazanie interesu ekonomicznego, jaki ochrona środowiska może przynieść.
Konferencja, zorganizowana pod koniec 2003 roku w Warszawie - "Zdrowy Polak, czyli zdrowie z gór" zwróciła uwagę na walory podstawowego surowca do produkcji żywności, jakim jest woda pochodząca ze strefy naturalnej, lecz także wskazała zagrożenia mieszkańcom gór, choćby tym, którzy prowadząc działalność kuśnierską, wylewają ścieki do potoków. Pokazaliśmy im, że są krótkowzroczni, zanieczyszczając potoki górskie,
z których potem sami czerpią wodę. Skażonej wody nie będą też chcieli pić turyści, z których przecież górale żyją.
To powszechne zanieczyszczanie potoków poza wyrzucaniem śmieci do lasu jest kolejnym dowodem braku szacunku do środowiska, w którym się żyje.
U nas nie tylko poziom świadomości ekologicznej jest niski, ale nie ma też wyrazistych norm, które można pokazać każdemu, niezależnie od jego poziomu poczucia odpowiedzialności za dobro wspólne. Niech więc narzędziem ochrony środowiska stanie się przyziemna, ale jakże skuteczna motywacja - chęć zysku.
Proszę zwrócić uwagę, że dzięki temu powstała Ameryka - dzięki działaniom przynoszącym zyski. I musimy wszystkim uświadamiać, jakie można mieć korzyści z czystego środowiska.
l Kto to u nas ma robić, skoro nasza prasa,
w większości będąca w rękach zagranicznych właścicieli, skupia się głównie na taniej sensacji i nie chce narażać się wielkim koncernom i hipermarketom... Pozostaje nam samoobrona. Proszę powiedzieć naszym czytelnikom, na co powinni zwracać uwagę?
- Szczególnie powinniśmy zadbać o zdrowie środowiskowe małe, tj. ograniczone do nas samych i naszych najbliższych.
Powinniśmy zwrócić na wodę, która jest najbardziej masowym produktem. Polecam uwadze czytelników informację o kontroli NIK, zamieszczoną w tym dodatku do "Przyrody Polskiej". Polecam też moją turkusową książeczkę "WODA" i szmaragdową książeczkę "WODA DLA CIEBIE", a zwłaszcza strony internetowe domeny halat.pl.
l Wciąż jesteśmy bombardowani groźnie brzmiącymi komunikatami. Wyciekające z beczek chemikalia, o których była już mowa, ścieki z Zakopanego zatruwające wodę w Nowym Targu, cuchnąca ścierką woda płynąca tygodniami z warszawskich kranów. Co wobec tego mamy pić? Najprostszym rozwiązaniem wydawałoby się założenie skutecznego filtra doczyszczającego wodę z kranu.
Nie można zdać się na to, co płynie z kranu. Jesienią ub. roku w Brukseli odbyło się spotkanie ekspertów zajmujących się ryzykiem zdrowotnym w sprawie normowania parametrów wody. Okazuje się, że liczne czynniki znajdujące się w wodzie, które nie są normowane odgrywają wielką rolę w patologii człowieka. Na przykład spadek płodności w następstwie zmniejszenia liczby żywych plemników w nasieniu jest bezpośrednio związany z hormonami środowiskowymi, które znajdują się w wodzie. Hormony te wiążą się
z obecnością w ściekach domowych i przemysłowych związków, które w organizmie człowieka rozpoznawane są jako hormony estrogenne (ksenoestrogeny, czyli antyandrogeny), które uszkadzają płód płci męskiej już w organizmie matki, powodując albo uszkodzenie jąder, albo ograniczenie wytwarzania testosteronu na wystarczającym poziomie. W rezultacie dochodzi do pojawienia się trzech wyróżników patologii: spodziectwa, wnętrostwa oraz raka jądra szerzącego się epidemicznie wśród młodych mężczyzn. Do tej pory były to jedynie przesłanki do obserwacji naukowych, dzisiaj, aby z tym uporać się w praktyce, trzeba podnieść cenę wody i starać się ją jeszcze dokładniej oczyszczać. Można to osiągnąć poprzez odwróconą osmozę, ale ze względu na koszty taki pomysł jest nierealny.
Wpadliśmy we własną pułapkę - za pobrane od nas pieniądze zrealizowano spore inwestycje, ale woda nadal nie jest dobra. Dzisiaj ludzie nie mają już czym płacić za kolejne przedsięwzięcia.
W opublikowanym 9 października 2002 roku dorocznym raporcie Komisji Europejskiej oceniającym postępy Polski w kierunku akcesji, znalazły się mocne słowa określające niezdolność wypełnienia przez nasz kraj zobowiązań członkowskich, w tym także w dziedzinie zaopatrzenia mieszkańców w wodę do picia.
Kiedy się patrzy na całość problemu trzeba wyraźnie powiedzieć, że musimy zrezygnować z wody kranowej i uruchomić system zaopatrzenia w zdrową wodę, który opracowaliśmy
w ramach Instytutu Wody, czyli system dystrybucji wody do picia EURO-WATER ŻYWIEC.
l A woda butelkowana?
- Według opinii prezesa Krajowej Izby Gospodarczej "Przemysł Rozlewniczy" co piąta butelka jest sfałszowana. Na domiar złego część butelek
z wodą jest niewłaściwie przechowywana. Zwłaszcza przetrzymywanie w lecie na słońcu powoduje, że do wody przedostają się bardzo szkodliwe substancje chemiczne, a tu nikt nie robi prób przechowalniczych. Mamy ustawę o materiałach, które mają kontakt z żywnością, ale nie zawsze jest ona przestrzegana.
- Czyli tych zagrożeń dla zdrowia jest coraz więcej, więcej niż myślimy. Odkręcamy spokojnie kran z woda wierząc, że ktoś czuwa nad jakością tej wody, podobnie jest z jedzeniem, oddychaniem.
- Rzadko mamy okazję wykryć skażenie wody smakiem, wzrokiem czy zapachem. Do tego potrzebne są badania i to przeprowadzane w odpowiednich laboratoriach. Dopiero badania prowadzone w pełnym - uznanym przez epidemiologów zakresie mogą uchronić ludzi przed truciznami najbardziej niebezpiecznymi, a przy tym wykrywalnymi na bardzo niskich poziomach. Nawet Komisja Europejska, odnosząc się do naszej wody do picia stwierdza, że monitorowanie jej jakości
w miejscu poboru z kranu wymaga rozszerzenia
i że "trzeba zapewnić, iż wszystkie laboratoria będą dokonywać pomiarów w pełnym zakresie parametrów objętych dyrektywą dotyczącą wody do picia. Obecnie tak nie jest". Rzeczywiście, gdyby nie zbadanie wody na obecność TRI, do dzisiaj mieszkańcy Tarnowskich Gór nie wiedzieliby, co płynie w ich kranów.
l Jakich jeszcze porad udzieliłby pan naszym czytelnikom z zakresu małego zdrowia środowiskowego?
- Pomieszczenia, w których przebywamy powinny być wietrzone możliwie często.
Musimy też zwracać uwagę na żywność. U nas, jak wynika z danych inspekcji sanitarnej i handlowej 30 do 50 proc. żywności jest niezgodna z krajowymi wymaganiami, a najgorsze jest to, że te dane ujawniane są późno. Próbowaliśmy wymusić kontrole soków owocowych, które należą do najczęściej fałszowanych produktów. Wobec bezkarnych fałszerstw konsumenci narażeni są na przykre niespodzianki, jak choćby ci, którzy objawami chorobowymi reagują na benzoesan sodu dodawany nielegalnie do napojów bezalkoholowych sprzedawanych za wysoką cenę jako soki owocowe.
Bardzo ważne jest, abyśmy czytali etykietki na produktach żywnościowych, informujące o zawartości poszczególnych związków chemicznych. Ale i to bywa zawodne z powodu zatajania przez producentów rzeczywistego składu żywności przemysłowej. Zwykle bywa tak, że konsument się dowiaduje, że zjadł lub wypił coś szkodliwego, kiedy dostanie uczulenia. Jak się wyzwoli alergię na grupę para (tj. taką grupę chemiczną, która występuje w farbach syntetycznych, nadających wściekłe barwy napojom kolorowym), to objawy pojawią się nie tylko po wypiciu szklanki kolorowej oranżadki, lecz także po niektórych lekach (anestezyna, prokainy, sulfonamidy) lub kosmetykach (zawierających parabeny), a zwłaszcza po zastosowaniu niektórych farb do włosów.
Musimy jednak o tym wszystkim sami pamiętać, gdyż nie ma informacji o zagrożeniach. Weźmy na przykład pyralginę, która w USA jest nazywana meksykańską aspiryną (ze względu na śmiertelne uszkodzenia szpiku) i zakazana jest od lat 20, w Polsce jest reklamowana w publicznej telewizji jako środek na złamaną nogę. Ale to nie jest jedyny absurd. Dlatego musimy być czujni.
Trzeba też zwracać uwagę na pochodzenie produktów spożywczych, kontrolować, czy nie pochodzą ze stref skażonych.
Jako Stowarzyszenie Ochrony Zdrowia zwróciliśmy się do Sejmu, aby wprowadzić zakaz forsowanych prób uzdatniania skażonych surowców,
a korzystać z surowców, które pochodzą ze stref naturalnych.
Cała technologia żywności nastawiona jest żeby oczyszczać surowce, a my proponujemy, żeby żywność produkować z naturalnych, czystych. Wracamy tu poniekąd do interesu ekonomicznego czerpanego z ochrony przyrody.
l Zagrożeń, na które powinniśmy zwracać uwagę jest znacznie więcej.
W Polsce coraz więcej jest upraw roślin transgenicznych, ferm wielkoprzemysłowego tuczu trzody chlewnej, dzikich wysypisk śmieci itd.
- Co do upraw roślin transgenicznych, to chcę podkreślić, że oprócz zagrożeń, jakie niesie żywność genetycznie modyfikowana od kilku lat za brytyjskim odpowiednikiem naszej Akademii Nauk nagłaśniamy ryzyko związane
z wdychaniem pyłków tych roślin. Dlatego tam, gdzie są te uprawy, nawet eksperymentalne, powinny być ostrzeżenia widoczne dla wszystkich: mieszkańców, pracowników, turystów, kierowców przejeżdżających pobliską drogą.
Co zaś do konieczności zwracania uwagi na to, w jakim środowisku się przebywa chcę zwrócić uwagę na zamieszkanie w pobliżu hut cynku czy miedzi. Dzieci w skażonych regionach chorują na ciężkie następstwa zatrucia ołowiem. Pewnym ratunkiem dla nich jest wyjazd na wakacje. Te wyjazdy jednak nie rozwiązują problemu. Otóż niedawno pojawił się nowy temat. Okazuje się, że wskutek przewlekłego uszkodzenia mózgu przez ołów dochodzi do narastania socjopatii i zachowań kryminalnych. Ludzie się przyzwyczaili, że ktoś jest nieszczęśliwy, pozbawiony pomocy, chory. Mówi się trudno, te problemy jakoś - przynajmniej w sumieniach niektórych osób - załatwi orkiestra Owsiaka. Jeśli jednak udowodnimy, że ofiary uszkodzenia mózgu ołowiem występującym w pyle podwórka, w skażonej wodzie, czy napojach zagrażają innym ludziom, to sprawa dotyczy już wszystkich i trzeba ją pilnie rozwiązać. To są te same tematy, które wcześniej nagłaśnialiśmy, ale dochodzi nowy alarm - osoba z mózgiem uszkodzonym przez ołów zagraża innym ludziom. Też decydentom! Mamy już do czynienia ze zjawiskiem masowym, ukazującym bezpośredni związek między środowiskiem
a zdrowiem wszystkich.
l Jest pan jedną z osób, które przyczyniły się do powstania nowej dziedziny medycyny - zdrowia środowiskowego.
Kamieniem milowym było wsparcie dla zorganizowania przez z profesora Jerzego Sokala Instytutu Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego w Sosnowcu - ośrodka współpracującego ze Światową Organizacją Zdrowia. Tam, na początku minionej dekady z pomocą Holendrów wykształciło się 30 lekarzy środowiskowych. Jest to grupa przygotowana doskonale do swoich zadań.
Ale przyszły nowe fale w polityce i nastąpiły zmiany nie pozwalające wykorzystać tego dorobku dla dobra nas wszystkich. Jest tak, że następcy zwykle starają się zatrzeć dorobek swoich poprzedników.
Rozmawiała
Walentyna Rakiel-Czarnecka
r Zbigniew Hałat - lekarz specjalista epidemiolog, w latach 70. zwalczał najcięższe epidemie zakażeń i zatruć pokarmowych: w latach 80., lecząc w Afryce Wschodniej, był świadkiem narodzin epidemii HIV/AIDS, której zapobieganiu poświęcił się po powrocie do kraju. Na początku lat 90. zajmował w trzech kolejnych rządach stanowisko głównego inspektora sanitarnego i zastępcy ministra zdrowia ds. sanitarno - epidemiologicznych i wraz z garstką entuzjastów wprowadzał nowoczesne metody zapobiegania i zwalczania chorób, jak zdrowie środowiskowe, promocja zdrowia, edukacja rówieśnicza. Obecnie w ramach własnej przedsiębiorczości zajmuje się promocją zdrowia i ochroną zdrowia konsumenta. Jest prezesem zarządu HRM&C - Medyczne Centrum Konsumenta, założycielem Instytutu Wody, prezesem Stowarzyszenia Ochrony Zdrowia Konsumentów, prezesem Towarzystwa Ślężańskiego Sulistrowiczki - Wrocław - Warszawa, redaktorem naczelnym czasopisma ruchu ochrony zdrowia "Zagrożenia Zdrowia w Polsce", przewodniczącym Międzynarodowego Towarzystwa im. Johna Snowa na rzecz ochrony zdrowia publicznego ze szczególnym uwzględnieniem ochrony zdrowia konsumenta.
http://www.halat.pl
Tekst ukazał sie w miesięczniku LOP "Przyroda Polska" w listopadzie 2004 roku
Walentyna Rakiel-Czarnecka |