Czy wiesz, co jesz? Polska żywność ma dobrą markę w Europie i na świecie.
Polska żywność podbija rynki Europy.
Nasze hity to mięso i wędliny, mleko i sery, wyroby cukiernicze, wody mineralne. Polscy przetwórcy dobrze przygotowali się do otwarcia unijnego rynku, mamy
dodatni bilans w handlu żywnością. Eksport wzrasta, zmieniają się jego kierunki
geograficzne – największymi odbiorcami pozostają Niemcy i Holandia, ale
ruszyliśmy na podbój krajów na obrzeżach Unii. Portugalia, Hiszpania, Irlandia,
Czechy, Cypr – tam wysyłamy coraz więcej naszej żywności.
Nie wszystkim w Unii w smak nasza ekspansja. W jednym z pism nasza ambasada w
Helsinkach informuje rząd o zaniepokojeniu Finów naszą przebojowością.
"Okazuje się, że w pierwszych tygodniach tego roku aż 33 proc. ulubionego przez
Finów sera edamskiego pochodzi z importu, głównie z Polski. Fińskie zakłady
mleczarskie nie widzą możliwości podjęcia rywalizacji cenowej z produktami z
Polski, gdzie mleko jest tańsze o 50 proc. niż w Finlandii" - czytamy w
piśmie. "Ewidentnym przykładem jest spółdzielnia Milka, która nie wytrzymała
rywalizacji z tańszym o 1 euro za kilogram polskim Edamem i została zmuszona do
zaprzestania produkcji. Milkę wchłonął koncern Valio, jej zakłady zamknięto, a
urządzenia wyprzedaje się do Rosji".
Informacje o naszych sukcesach są budujące i potrzebne, gdyż
Polska jest jednym z najbiedniejszych i najsłabiej rozwiniętych krajów UE.
Nie jesteśmy w komfortowej sytuacji, ale jednocześnie pozycja polskich
producentów żywności jest silniejsza od całej gospodarki; polski przemysł
spożywczy wytwarza 3,5 proc. wartości dodanej naszej gospodarki, a w UE około
1,5 proc. W grupie nowych członków jesteśmy największym producentem żywności, a
w poszerzonej UE zajmujemy 6 pozycję – po Francji, Niemczech, Włoszech,
Wielkiej Brytanii i Hiszpanii. Przemysł spożywczy w Polsce osiągnął największą
wartość sprzedaży wśród krajów „10-tki” występujących w UE.
Nasze atuty to niskie ceny, relatywnie wysoka jakość, walory zdrowotne żywności,
kilkakrotnie (5-8 razy) niższe koszty robocizny, niższe ceny zaopatrzenia w
surowiec i energię oraz zdolność szybkiego reagowania na zmiany otoczenia
rynkowego.
Nasz przemysł spożywczy rozwija się szybciej niż w UE.
Skoro jest tak dobrze, to dlaczego zorganizowaliśmy dzisiejszą
konferencję?
Taką lampką sygnalizacyjną była afera w „Constarze”. Będziemy o niej rozmawiali
w dalszej części spotkania. Ale „Constar”, jak się okazuje to zaledwie
wierzchołek góry lodowej.
Ile jeszcze niespodzianek czyha na sklepowych półkach? – tego nikt
nie wie...
Mamy sporo niepokojących informacji...
Weźmy jako przykład używanie do wyrobu wędlin tzw. MOM-u. MOM, czyli Mięso
Drobiowe Odkostnione Mechanicznie. Jest to odpad, którego do połowy lat 90.
nie wolno było sprowadzać do Polski. Do końca lat 90. MOM był importowany, a
potem niektóre firmy zakupiły prasy. Od tej pory MOM jest produkowany u nas w
kraju.
Duże zakłady na tych prasach przetwarzają odpady drobiowe: wszystkie kości,
chrząstki, szpik kostny, ścięgna, włókna itp. elementy, które tworzą masę
dodawaną do wyrobów.
Tenże MOM zawierają m.in. parówki, kaszanki, pasztetowe i inne wyroby mięsne.
Dodawanie tego „specyfiku” obniża koszty produkcji wędlin i przetworów, dlatego
mogą być tańsze. Kwestia ceny jest tutaj pojęciem względnym – szkody, jakie
powodują w naszym organizmie tego typu „dodatki” nie mają ceny.
Oburzający jest fakt, że przeciętny konsument nie jest
informowany o tych wszystkich niespodziankach i nieświadomie sobie szkodzi....
MOM to tylko jeden z elementów horroru pt. „Czy wiemy co jemy”? Kupowane
przez nas wędliny często są napompowane wodą i nafaszerowane
„dodatkami”. Jak mówią znawcy szynka ze składnikiem zwiększającym
wodochłonność może „powiększyć się” z 1 kg nawet do 1,5 kg.
Informacja o napompowaniu wodą znajduje się na etykiecie, gdzie widnieje napis
(przynajmniej powinien być, ale niektórzy producenci „zapominają” go tam
umieścić) „produkt wysoko wydajny”. Natomiast cała gama dodatkowych
preparatów białkowych, zmodyfikowanych soi, środków żelujących i innych środków
chemiczny, dodawanych by to wszystko się nie rozpadło - ukrywa się pod symbolem
„E” z trzycyfrową liczbą. Konia z rzędem temu konsumentowi, który bezbłędnie
odpowie, co się za danym „E” kryje....
O dodatkach również będziemy dzisiaj rozmawiali...
Inspektorzy Państwowej Inspekcji Handlowej powielokroć
alarmowali o niebezpiecznie wysokim stężeniu w mięsie wiążących wodę
wielofosforanów (ich nadmiar powoduje u dzieci niedorozwój kości, u starszych
ludzi osteoporozę). Jeszcze bardziej niebezpieczne jest nadmierne
szprycowanie wędlin związkami azotu, który powyżej pewnego poziomu staje się
trucizną.
PIH w raporcie sporządzonym po kontrolach w największych supermarketach w Polsce
niedawno pisała: „Niepokojącym zjawiskiem w branży przetwórstwa mięsa stał
się powszechny udział różnych substancji dodatkowych stosowanych w celu
zwiększenia wydajności produktu”.
Co dzieje się z tego typu informacjami, czy ktoś
wyciąga z nich wnioski?
Oprócz faszerowania mięsa chemią inspektorzy PIH wykryli w szynce
rozwarstwienie się mięśni na skutek zbyt dużego pompowania wodą. W wędlinach
znaleźli: „fragmenty osłonek pochodzących z przerobu innych wędlin oraz
kwaśny i piekący smak świadczący o zapoczątkowanym procesie zepsucia”. W
zależności od gatunku wędlin inspekcje zakwestionowały jakość od kilku do
kilkudziesięciu procent badanego towaru. Wśród konserw mięsnych ponad połowa
skontrolowanych produktów została uznana za wadliwe, a wśród paczkowanych wędlin
drobiowych prawie dwie trzecie. Kontrola ujawniła jednocześnie masowe
oszukiwanie klientów – na opakowaniach większości przetworów mięsnych brak
informacji o zastosowanych środkach uzupełniających. Poza tym potwierdzono
istnienie szarej strefy – nielegalnych zakładów przetwarzających mięso bez
żadnej kontroli weterynaryjnej czy higienicznej.
Przyznacie Państwo, że tego rodzaju informacje wzbudzają niepokój...
Poprzez tego typu działania polska żywność traci swoją tożsamość....
- Oddzielny problem stanowią antybiotyki,
stosowane częściowo legalnie w celu opanowania chorób zdarzających się w
intensywnej hodowli krów, a także nielegalnie – jako środek pobudzający wzrost.
Stosowanie antybiotyków sprawia, że pojawiają się odporne „superwirusy”. Kto i
czy w ogóle są prowadzone kontrole stwierdzające stosowanie tych praktyk?
- Zaniepokojenie opinii publicznej wywołuje także obecność hormonów i podobnych
substancji w mięsie.
- Niepokojący jest sposób hodowania trzody chlewnej w fermach
wielkoprzemysłowego tuczu...
Kiedy świat mówi o dobrostanie zwierząt, stara się stworzyć warunki do
takiej hodowli – my pozwalamy na desant wielkoprzemysłowych ferm.
- Wzrasta zjawisko alergii pokarmowych (cierpi na nie 8 proc. dzieci i 3
proc. dorosłych). Nietolerancja pokarmowa to zjawisko złożone i
kontrowersyjne.
Jeśli skład danego produktu nie jest dokładnie opisany,
alergicy nie mają możliwości sprawdzenia, czy dany produkt jest dla nich
bezpieczny. Podobnie rzecz się ma z dodatkami chemicznymi – jeśli ich skład nie
jest opisany, konsument może zjeść dany produkt i może z tego powodu cierpieć. A
jak jest w Polsce? Czy osoby cierpiące na alergię pokarmową otrzymują
informację?
- Na nasz stół trafiają toksyczne ryby. Według najnowszych badań WWF ryby z
niektórych rejonów Morza Bałtyckiego są skażone związkami chemicznymi
produkowanymi przez przemysł. Niestety prawo Unii nie jest w stanie zapewnić
dostatecznej ochrony. W 1995 roku Szwedzki Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności
zalecił, by kobiety w ciąży całkowicie wyeliminowały ze swojej diety bałtyckie
śledzie i łososie.
- Napromieniowanie żywności to kolejny problem, z którym musimy się zmierzyć,
aby móc w odpowiedni sposób chronić zdrowie polskich konsumentów.
- Żywność z GMO to następny problem, o którym chcielibyśmy powiedzieć chociaż
kilka zdań.
- Junk foody i otyłość naszych najmłodszych. Otyłość osób dorosłych: GIS
informował niedawno parlamentarzystów, że rozpoczęły się prace nad opracowaniem
(a następnie wdrożeniem) modelu zdrowego odżywania się. O tym, jeśli można – w
dalszej części spotkania.
- Znakowanie produktów, wody butelkowane, w których nie zawsze znajduje się to,
o czym informują etykietki itd...
Co zatem mamy robić, aby zadbać o swoje zdrowie w realiach, w
których żyjemy? Co zrobić, aby nie naruszyć dobrej opinii o naszej żywności?
Potrzebne nam jest dobre prawo i dobra kontrola.
Niestety i jedno, i drugie nie jest u nas wystarczająco dobre.
Oto kilka przykładów obrazujących, jak wygląda bezpieczeństwo żywności w Polsce
w świetle ostatnich oficjalnych danych statystyki państwowej.
Odsetek obiektów żywnościowo – żywieniowych oraz obiektów produkcji i obrotu
przedmiotami użytku nie skontrolowanych w 2003 roku jest dosyć spory (tabelka).
Ponadto – odsetek zakładów o złym stanie sanitarnym spośród skontrolowanych w
roku 2003 roku – jest zatrważający: rzeźnie – 48,3 proc., rzeźnie drobiu – 43,1
proc., przetwórnie mięsa – 38,2 proc. itd...
Niepokoi też ilość zdyskwalifikowanych próbek krajowych środków spożywczych
spośród zbadanych w 2003 roku. (dwie dolne tabelki).
A jeśli popatrzymy na dynamikę spadku działalności kontrolnej Państwowej
Inspekcji Sanitarnej w latach 200 – 2003 – niepokój znacznie wzrasta.
Średnio ze statystyk wychodzi, że około 30 proc. zakładów nie jest objętych
kontrolą, oprawie o połowę mniej bada się próbek środków spożywczych krajowych,
zaledwie 40 proc. kontrolowanych jest mikrobiologicznie próbek mleka i
przetworów mleczarskich (bez masła i lodów).
Jak oceniacie Państwo tę sytuację? Przyznacie, że jest niepokojąca.
Co trzeba zrobić, aby wyeliminować zagrożenie?
Zdaniem np. PFPŻ jak również Rady Gospodarki Żywnościowej oraz innych instytucji
i osób konieczne jest utworzenie jednolitej i kompleksowej „Inspekcji
Żywności”. Takie podejście umożliwi prowadzenie planowanej kontroli
wszystkich obszarów działania w sektorze, zwiększy jej efektywność i skuteczność
oraz zmniejszy uciążliwość dla podmiotów objętych urzędową kontrolą żywności.
Ale o tym szerzej - też w dalszej części spotkania...
Czy tylko u nas występują zagrożenia?
Zagrożenia to nie tylko polska specjalność.
Problem bezpieczeństwa żywności stał się ostatnio ważny w całej Europie.
Sprawiły to wstrząsające opinią publiczną wydarzenia ostatnich lat.
Informacje o hormonach w wołowinie, dioksynach w kurczakach, pryszczycy, BSE
i inne poruszyły opinię na Zachodzie.
Dorobek prawny Unii Europejskiej nakłada na władze sanitarne krajów
członkowskich obowiązek stosowania analizy ryzyka, czyli procesu składającego
się z trzech powiązanych elementów: oceny ryzyka, zarządzania ryzykiem i
informowania o ryzyku.
Europejski konsument gniewnie reaguje na ujawnione i
nagłośnione przez media przypadki naruszenia bezpieczeństwa żywności. Każdy z
największych kryzysów spożywczych w Europie miał swoje korzenie na innym etapie
analizy ryzyka
Kryzys choroby „szalonych krów” wynikał z niewłaściwej oceny ryzyka
przeniesienia prionów z chorego bydła na ludzi, z kolei kryzys dioksynowy
to typowy przykład wadliwego zarządzania ryzykiem, kiedy służby sanitarne nie
dysponują odpowiednimi siłami i środkami, aby na czas wykryć i powstrzymać znane
zagrożenie.
Wreszcie ostatni, rozgrywający się niedawno kryzys z
rakotwórczą farbą Sudan 1 używaną do barwienia rozpuszczalników, wosków,
paliw, pasty do butów i podłogi, lecz niedozwoloną do farbowania żywności,
która znalazła się w co najmniej 580 produktach spożywczych sprzedawanych na
terenie UE, ale wiadomość o jej wykryciu była przetrzymywana przez brytyjskie
władze sanitarne, to oczywiście naruszenie zasady informowania o ryzyku.
Koszty każdego z tych kryzysów są niebotyczne. Choroba
„szalonych krów” zrujnowała przemysł mięsny Wlk. Brytanii. Do dzisiaj obowiązuje
zakaz sprzedaży brytyjskiej wołowiny w 84 państwach świata. Poniesione przez
przemysł spożywczy koszty wycofania produktów skażonych farbą Sudan 1 tylko w
Wlk. Brytanii sięgają 100 mln funtów bryt. Jest to największa akcja wycofania
żywności z obrotu w tym kraju.
Informacje o tych wydarzeniach sprawiły, iż opinia publiczna coraz bardziej
zdecydowanie domaga się eliminacji źródeł zagrożenia, zaostrzenia ogólnych
wymogów kontroli i oznakowania żywności.
Co robi się w Europie i na świecie, aby zapewnić
bezpieczeństwo żywności?
W skali międzynarodowej podejmowane są próby ujednolicenia
zasad prawa żywnościowego. Inicjatorami tego procesu były - Organizacja Narodów
Zjednoczonych oraz Międzynarodowe Stowarzyszenie Producentów Żywności.
Najważniejszą rolę w zapewnieniu bezpieczeństwa obrotu żywnością odgrywa Komisja
Kodeksu Żywnościowego, powołana przez Światową Organizację Zdrowia ONZ (WHO)
oraz Organizację ds. Wyżywienia i Rolnictwa ONZ (FAO).
Komisja ta opracowała zasady światowego kodeksu
żywnościowego. Międzynarodowy Kodeks Żywnościowy FAO/WHO (Codex Alimentarius)
jest zbiorem jednolitych norm określających jakość żywności, służących przede
wszystkim ochronie zdrowia konsumenta. Obok norm jakościowych Kodeks zestawia
główne rodzaje żywności zarówno przetworzonej jak i półprzetworzonej oraz
surowce trafiające do konsumenta. Zalecenia Kodeksu dotyczą higieny i jakości
żywieniowej, a w szczególności skażeń mikrobiologicznych, chemicznych, zaleceń
odnośnie dodatków do żywności, zasad deklaracji dotyczących znakowania żywności
(labelling), metody badań oraz pobierania prób do badań.
Większość państw członków ONZ opracowała własne kodeksy żywnościowe stanowiące o
bezpieczeństwie żywności oraz jej jakości zdrowotnej.
Najbardziej spójne prawo żywnościowe stworzyła Unia
Europejska. Komisja Europejska, od lat, w swoich regulacjach oraz decyzjach
kładzie szczególny nacisk na bezpieczeństwo żywności w krajach członkowskich.
Działania te uległy intensyfikacji zwłaszcza po wspomnianych wcześniej,
niedawnych kryzysach, kiedy stało się jasne, że oprócz zapewnienia wymagań
higienicznych (w tym samokontroli i odpowiedzialności producenta), kontroli
stosowania substancji dodatkowych oraz nowych technologii produkcji, należy
zapewnić również bezpieczeństwo pasz, a więc całego łańcucha produkcji żywności.
Dorobek prawny UE zapewnia obywatelom krajów członkowskich
wysoki poziom ochrony zdrowia i życia konsumenta, tworzy mechanizmy dbałości o
zdrowie i dobrostan zwierząt hodowlanych oraz o dobrą jakość produktów
roślinnych w ich drodze „od pola do talerza”.
Chociaż wydawałoby się, że o jednolitym wspólnym rynku
powinien decydować konsument, to jednak dopiero liczne skandale związane z
żywnością zmieniły podejście do polityki rolnej, produkcji żywności i
odpowiedzialności jej wytwórców, a także urzędowej kontroli żywności.
Przewodnikiem konsumenta zawsze powinien być aktualny stan wiedzy medycznej, a
gwarancją bezpieczeństwa - sprawne funkcjonowanie instytucji kontrolnych
monitorowanych przez społeczeństwo, organizacje pozarządowe i niezależne media.
Walentyna Rakiel-Czarnecka |