Skąd biorą się alergie? Izomery/Trans Fat-y/Akryloamidy Alergia staje się zmorą naszych czasów. Coraz więcej osób, w tym także dzieci zapada na choroby, które trudno zdiagnozować i leczyć. Niejednokrotnie zastanawiamy się, skąd biorą się te alergie? Głównie z zanieczyszczeń związkami chemicznymi, wyprodukowanymi przez człowieka.
Większość osób niestety nie wie, nie kojarzy sobie pewnych faktów, jak chociażby podawania dzieciom witamin wyprodukowanych w laboratorium z alergiami. Tymczasem leki, witaminy to też są substancje wyprodukowane przez człowieka.
Nowa strona 1
Alergia staje
się zmorą naszych czasów. Coraz więcej osób, w tym także dzieci zapada na
choroby, które trudno zdiagnozować i leczyć. Niejednokrotnie zastanawiamy się,
skąd biorą się te alergie? Głównie z zanieczyszczeń związkami chemicznymi,
wyprodukowanymi przez człowieka.
Większość osób
niestety nie wie, nie kojarzy sobie pewnych faktów, jak chociażby podawania
dzieciom witamin wyprodukowanych w laboratorium z alergiami. Tymczasem leki,
witaminy to też są substancje wyprodukowane przez człowieka.
Większość z nas
daje dzieciom różne witaminy, które nie są wyciągami z roślin, ale czystymi
chemicznie substancjami. Synteza substancji w laboratorium powoduje produkcję
izomerów, np. 10 różnych struktur tej samej molekuły powyginanych różnie w
przestrzeni.
Dr Alicja Zobel
z Trent University w Peterborough w Kanadzie porównuje te izomery do ręki, która
ma 5 palców. Ręka ta może mieć wszystkie palce wyprostowane lub jeden, dwa
zgięte i to są izomery w stosunku do ręki z wyprostowanymi palcami. I to
wygięcie powoduje, że nasz organizm nie rozpoznaje tej innej struktury izomerów.
Pamiętajmy, że synteza molekuł w laboratorium to zaledwie 100 ostatnich lat.
Nasz organizm nie umie wykorzystać te nieznane sobie struktury i dlatego musi
się jej pozbyć.
W jaki sposób?
Przez produkcję antyciał. Według tego samego mechanizmu, jaki stosuje przy
produkcji antyciał przeciwko wirusom i bakteriom, czyli w naszej obronie, by
organizm pozbył się obcych ciał, które potencjalnie mogą zrobić mu krzywdę.
- Kiedy taki
izomer trafi do organizmu, musi w nim powstać antyciało przeciwko tej „obcej
substancji” – objaśnia pani Zobel. - A kiedy już zostanie zdemaskowany przez te
przeciwciała, które są niczym innym jak substancjami przeciwko alergenom, czyli
przeciwko „obcym” jak się stworzą te przeciwciała (jak np. histamina), to w
organizmie człowieka musi powstać alergia. Gdy jest ich dużo różnych (wtedy
reakcje się dodają lub nawet potęgują) - przekroczymy tzw. próg alergii i
rezultaty stają się widoczne, np. w postaci wysypki.
Stąd wniosek, że
przeciwko tym nieznanym izomerom tworzą się takie same przeciwciała, jak
przeciwko wirusom, bakteriom, mikrobom.
Jak wybrnąć z
tej sytuacji?
Musimy tworzyć
wtedy substancje, które są oczyszczające dla człowieka. Po co? Żeby tej
kłopotliwej substancji się pozbyć. Krótko mówiąc musimy zwalczać te izomery
witamin, które w trosce o zdrowie dziecka sami mu podaliśmy.
O ileż byłoby
prościej i łatwiej, gdybyśmy w ogóle tych witamin dzieciom nie podawali, a
zamiast tymi sztucznych nakarmili dziecko warzywami, owocami lub substytutami z
naturalnych produktów. Niestety już podaliśmy i organizm dziecka zaczyna tworzyć
substancje, które są „anty” tym alergenom i dziecko zaczyna być uczulone na
nieznane mu substancje.
I oto dochodzi
do paradoksu: matka, która bardzo chce dziecku podać najlepsze rzeczy, wywołuje
wręcz przeciwną reakcję. Postępuje tak dlatego, gdyż nie wie, że witaminy,
czyste chemicznie substancje będące mieszaniną izomerów, które podaje - są obce
dla jej ukochanego dziecka i zamiast pomagać – szkodzą. I powstaje sytuacja, w
której dziecko musi tworzyć obronę przeciwko tym substancjom, bo są one nieznane
dla jego fizjologii.
Matka lepiej by
zrobiła, gdyby w ogóle nie dała dziecku witamin, niż jakby dała te, które są
sztuczne.
- W jaki sposób
chronić dzieci przed takimi sytuacjami?– pytamy panią profesor Zobel.
- Po pierwsze -
każdy producent powinien pisać, z czego te witaminy są wyprodukowane – tłumaczy.
- Trzeba robić rzecz podstawową – czytać nalepki na witaminach, pytać w aptece
czy są ekstrakty z naturalnych owoców lub rozmawiać z lekarzem, które firmy
produkują witaminy z naturalnych źródeł, szukać w Internecie i uczyć się. To
jest nie tylko matki zdrowie, ale jest to przyszłe zdrowie twojego (raczej
naszego, bo wszystkie są nasze) dziecka.
Musimy pamiętać,
że tylko jeden izomer, ten naturalnie produkowany przez komórki rośliny na ich
enzymach jest przyswajalny przez komórki człowieka, ponieważ ten izomer był
związany z fizjologią roślin, którymi człowiek od 4 mln lat się odżywiał. W
organizmie ludzkim jest enzym – ma taką a nie inną wygiętą strukturę, ma taką a
nie inną wewnętrzną część aktywną, i tylko jeden izomer tworzy witaminy
rozpoznawalne – i jest wygięty albo w prawo, albo w lewo – zawsze tak samo, bo
jest tworzony na jednej matrycy (enzymie) w komórce roślinnej dla jej użytku, a
człowiek zjada rośliny i ma te same benefisy. I ten izomer jest rozpoznawalny
przez człowieka w 100 proc. Bo jest to taki izomer, który dołączy do następnego
enzymu, który jest w nas i będzie używany na przykład jako antyoksydant.
To jest jakby
odcisk naszego enzymu – i jest rozpoznawalny. Natomiast inne izomery, których
może być 90 proc. to są najczyściejsze molekuły, które nie są rozpoznawalne
przez człowiek.
Izomery
- W jaki sposób
można zrozumieć co to są izomery? – pytam panią Alicję Zobel.
Pani profesor
biochemii objaśnia:
Izomery są to
cząsteczki związków chemicznych o jednakowym składzie atomowym, ale o różnej
budowie, najczęściej różniące się ułożeniem w przestrzeni. Związki te różnią się
właściwościami chemicznymi i fizycznymi, ale mają ten sam wzór sumaryczny. Są to
takie struktury, które mają taką samą ilość pierwiastków, ale przestrzennie są
inne. Najczęściej różnica w odmiennych właściwościach wynika z różnej budowy
strukturalnej izomerów. To tak jak kartka papieru – może być płaska, prosta lub
zgięta, a nawet pomięta – i to byłyby trzy izomery.
- Nie bardzo
rozumiem – przyznaję.
Pani profesor
szuka innych słów i mówi:
- Troszkę
inaczej mówiąc izomery to przestrzennie różne molekuły, które w przestrzeni mają
powyginane elementy. Może być tak, że jeden jest wygięty w lewo, drugi w prawo,
jeszcze inny do góry lub do dołu
- Skąd się
biorą? – pytam.
- Kiedy
syntetyzuje się jakąś witaminę w probówce, to tam musi powstać 9-10 lub więcej
izomerów – bo takie są prawa w chemii organicznej, jak układanie z klocków lego.
I to jest normalny proces towarzyszący łączeniu się pierwiastków. Jak się
połączą – będzie ich (tych izomerów) różna ilość. Jak się te różne izomery
dostaną do naszego organizmu – tylko jeden będzie rozpoznawalny, reszta jest
obca naszemu systemowi obronnemu.
Te obce nam
sprawiają, że nasz organizm zaczyna produkować antyciała, by bronić organizm
przed obcymi, bo a nóż to jest taki inny wirus i trzeba go złapać i
unieszkodliwić. I dlatego dzieci mają alergię.
U nas, na
Uniwersytecie Trent aż 90 proc. studentów ma alergie..
Nie tylko
wątroba musi unieszkodliwiać te obce izomery, a resztę usunąć, ale co gorsza -
produkowane są też antyciała przeciwko tym substancjom…
- Czy musimy
podawać sztuczne witaminy?
- Nie, wręcz nie
wolno i ja to nazywam „body abuse”. Witaminy mogą i powinny być podawane jako
jedzenie – mówi pani profesor. - Jedzenie jednak musi być urozmaicone i
różnorodne, choć w mniejszych porcjach, niż dzieje się to teraz w barach
serwujących fast foody.
Będą w nim
naturalne witaminy, jeśli jedzenie będzie różnorodne, najlepiej nie gotowane,
nie przetworzone. Aby tak się stało, przygotujmy tackę, a na niej połóżmy
dziesięć roślin (warzyw, owoców).
W rezultacie na
tej tacce znajdzie się około dziesięciu tysięcy związków fenolowych oraz 10
różnych witamin, a to jest spora dawka. Jak dziecko zje sobie te „smakołyki” i
przyswoi, to będzie dobrze. Bo te naturalne witaminy bardzo dobrze przechodzą
przez membrany naszych komórek, są dobrze wchłaniane i przyswajane, i co
najważniejsze – rozpoznawane jako te, które powinny być użyte. Same benefisy, a
brak izomerów powoduje brak alergii.
Izomery
przestrzenne
- Słucham
uważnie, ale nadal w mojej wyobraźni nie widzę takiego izomeru – przyznaję się
pani profesor. – Czy mogłaby pani wytłumaczyć mi jeszcze raz, co to jest ten
izomer?
I pani profesor
spokojnie objaśnia: Jeśli chcesz zrozumieć co to jest izomer – rusz wyobraźnią.
Wyobraź sobie lewą rękę, która ma pięć palców. Jeden z nich np. wskazujący lub
mały paluszek jest zagięty do przodu, mogą też dwa być palce zagięte – ten
wskazujący i mały paluszek. Jest jeszcze wiele innych możliwości.
Roślina
produkuje tylko jeden izomer, ponieważ ma taką matrycę enzymatyczną. Natura
wyposażyła komórkę roślinną w formę, czyli roślina może produkować tylko jedną
strukturę na tej formie. I my mamy enzymy rozpoznające taką formę. I dlatego
przyswajamy izomer produkowany naturalnie przez rośliny. Dlatego naturalne
witaminy i naturalne cząsteczki są przyswajalne przez człowieka w największej
ilości przypadków, podczas gdy inne izomery mogą nie pasować do naszych enzymów,
tzn. są nierozpoznawalne przez ludzki enzym do trawienia tej cząsteczki lub jej
użycia w procesie jako antyutleniacz, i wtedy te wszystkie inne izomery (wyobraź
sobie te wszystkie inne przestrzenne ułożenia paluszków) są balastem. A co
gorsza – nie tylko są wyrzucane przez organizm ludzki z kałem czy moczem, ale
mogą być toksyczne tzn. mogą blokować te dobre enzymy, które przestają działać.
Mogą też, jeśli przyłączą się do genów – zmieniać je, a co najgorsze – mogą,
jeśli przyłączą się do tzw. onkogenu (gen odpowiedzialny za zmianę komórki
zdrowej w nowotworową) i powodować raka. Przykładem takiego izomeru jest Trans
Forma Nienasyconych Kwasów Tłuszczowych. Jest to jeden z najważniejszych moich
tematów, więc omówię go dokładniej.
Roślina
produkuje Nienasycone Kwasy Tłuszczowe w formie CIS (płynny olej, oliwa). Gdy
poddamy je obróbce termicznej, forma ta zamienia się w TRANS i robi się
toksyczna – nierozpoznawalna. Kwasy tłuszczowe CIS (płynne oleje) są dobre i
naturalne i powinny być spożywane w formie „na zimno”, natomiast gdy na nich
smażymy lub robimy frytki (zwykle w temperaturze powyżej 120 stopni Celsjusza)–
zmieniają się w formę TRANS i są kancerogenne. Dlatego po 8 latach z sukcesem
zdołałam zmusić rząd kanadyjski do pisania na nalepkach jedzeniowych
przetworzonej żywności i każdej innej – ile jest TRANS Tłuszczy.
Próbując
przekonać posłów posłużyłam się przykładem różnicy pomiędzy dobrym Pączkiem
polskim, a złym kanadyjskim - Donatem.
Jest to podobne
ciasteczko, składające się z ciasta, które uległo procesowi pieczenia w smalcu
(Pączek), czyli tłuszczu nasyconym), który to nie ulega już zmianie tak szybko w
obróbce termicznej.
Natomiast Donat
jest „toksyczny”, ponieważ pieczony jest w gorącym oleju, który w obróbce
termicznej zmienił się z formy CIS na TRANS i nasze Donaty (pączki z dziurką) są
całe przesycone Tłuszczami TRANS (TRANS FATY ACIDES).
To był
największy argument, ponieważ parlamentarzyści kanadyjscy jedli codziennie
Donata – jest to tradycja jeszcze częstsza niż jedzenie pączków w Polsce. Spadła
sprzedaż Denatów w Kanadzie i zaczęto się zastanawiać, jak zmienić proces
pieczenia, by było mniej TRANS FATÓW. Teraz trzeba walczyć, żeby nie było ich w
ogóle.
Izomery Trans
Coraz częściej
mówi się i pisze, jak bardzo szkodliwy jest tłuszcz TRANS (TRANS FAT). Lekarze
wzywają, aby etykietki żywności zawierały informacje o szczególnie szkodliwych
dla serca tłuszczach - izomerach TRANS. Zdaniem naukowców, np. z Oksfordu
oznaczanie na opakowaniu zawartości izomerów trans powinno - podobnie jak w
przypadku tłuszczów nasyconych czy cholesterolu - ułatwić konsumentom
dokonywanie zdrowszych wyborów. Obecnie w trzech państwach na świecie – w Danii
(od 10 lat), Kanadzie (od 2005 roku) oraz w USA (od 2006 roku) przepisy nakazują
umieszczać na etykietkach zawartość TRANS FATÓW.
Aż osiem lat
zajęły pani Profesor Alicji Zobel starania o to, aby parlament kanadyjski wydał
taki przepis. W Kanadzie obowiązuje on od stycznia 2005 roku, wcześniej, bo
około 40 lat temu takie prawo wprowadziła Dania, gdzie ustalono nieprzekraczalną
zawartość tłuszczy trans w produktach spożywczych na 2 gramy. W Polsce póki co
nikt takiej normy nie ustalił.
W USA Food and Drug Administration od stycznia 2006 roku wymaga od producentów
takich informacji. Już w lutym McDonald's przyznał,
że dotychczas nie doszacowywał ilości tłuszczu i kalorii w swoich
frytkach. Początkowo informowano, że zawierają one 6 gramów TRANS-
FAT, później - że 8 gramów.
Co to są TRANS FATY i gdzie się znajdują?
Najgroźniejszy
tłuszcz świata - pomimo, że jest nienasycony (zawsze się mówiło – nienasycony
dobry, nasycony zły) od dawna znajduje się na czarnej liście czynników
zwiększających ryzyko choroby niedokrwiennej serca - znajduje się w fast foodach,
większości gotowych wyrobach cukierniczych, zupkach w proszku, chrupkach,
margarynach, frytkach, słonych przekąskach.
Tłuszcze TRANS
(właściwa nazwa to izomery nienasyconych kwasów tłuszczowych) powstają podczas
przemysłowego przetwarzania olejów roślinnych. Utwardzania olejów roślinnych
jest procesem technologicznym powszechnie wykorzystywanym w przemyśle
spożywczym. Oleje roślinne mogą być utwardzane przez uwodornienie, czyli dodanie
wodoru pod wysokim ciśnieniem, czyli część wiązań nienasyconych się nasyci i
rzadszy olej się troszkę utwardzi, ale wiele wiązań nienasyconych pozostanie
nienasyconymi. Powstają wtedy szkodliwe dla zdrowia tłuszcze trans. Są to kwasy
nienasycone (z końcówką COOH), mające pewną ilość wiązań podwójnych, do których
może przyłączyć się wodór. Gdy takie wiązanie zostanie rozbite to tworzą się dwa
miejsca na przyłączenie wodoru. Wtedy to połączenie nasyci się wodorem i
zostanie nazwane nasyconym. Jeśli z 10 wiązań nienasyconych w dobrej oliwie z
oliwek zostaną nasycone np. 2 do 6, to taki tłuszcz stanie się twardszy, zrobi
się z niego np. margaryna. Są to nienaturalne tłuszcze, bo w naturze występowały
z 10 podwójnymi wiązaniami,. Tu zostały nienaturalnie zmienione przez człowieka
na twarde tłuszcze – i to jest uwodornienie.
W margarynach
tłuszcze TRANS stanowią od kilku do 20 proc. W bardzo dużych ilościach znajdują
się w tłuszczu, w którym smażymy frytki, mogą tam stanowić, w zależności od
czasu użycia oleju - aż 70 proc. Występują także w naturalnych produktach
spożywczych, np. w wołowinie, drobiu, jednak tam stanowią najwyżej 25 proc.
Zapewniają produktom stałą konsystencję i przedłużają ich trwałość.
Zmiana
właściwości chemicznych powoduje, że powstające związki tracą właściwości kwasów
nienasyconych, stają się wyłącznie źródłem energii (dodatkowo toksyn), a ich
aktywność biologiczna jest nawet o wiele gorsza niż nasyconych kwasów
tłuszczowych. Nasycone naturalne tłuszcze (masło, smalec) zawsze były
konsumowane przez 4 mln lat ewolucji człowieka i nie są nam obce, nie powinny
powodować alergii.
Izomery
TRANS, obecne w spożywanych przez nas produktach negatywnie wpływają na wiele
procesów biochemicznych i fizjologicznych w organizmie człowieka, mogą też
zaburzać czynności układu immunologicznego. Zwiększenie spożycia izomerów trans
powoduje także powstanie większej ilości wolnych rodników. Izomery TRANS
powodują wzrost stężenia cholesterolu całkowitego, wzrost stężenia „złego
cholesterolu” (frakcja LDL) i obniżenie stężenia „dobrego cholesterolu" (frakcja
HDL) - powoduje to wzrost ryzyka wystąpienia miażdżycy. Poza tym powodują
nadmierne uwalnianie insuliny w odpowiedzi na obciążenie glukozą, osłabienie
odpowiedzi immunologicznej, zaburzenie produkcji plemników, wzrost produkcji
wolnych rodników.
Ze względu na
bardzo zły wpływ tych związków na stan naszego zdrowia, należy ich spożycie
ograniczyć do minimum. Szczególnie powinny zwrócić na to uwagę kobiety w ciąży i
karmiące piersią, ponieważ izomery TRANS przechodzą przez łożysko i do mleka
matki i mogą powodować zahamowanie wzrostu u płodu lub niemowlęcia. Z tego też
względu nie należy podawać margaryn małym dzieciom.
Badania dowodzą
jednak, że codzienne zjadanie 5 gramów tego
rodzaju tłuszczu zwiększa ryzyko chorób serca o 25 proc. TRANS FAT
podnoszą zły cholesterol we krwi, obniżają też tzw. dobry cholesterol
Jak wynika z badań
opublikowanych w piśmie "New England Journal of Medicine" potrawy ze smażonego
kurczaka oraz frytki sprzedawane w sieci Fast foodów w Nowym Jorku mogą być
bardziej szkodliwe dla zdrowia niż te, sprzedawane w Europie.
Duńscy lekarze,
pracujący m.in. w Gentofte University Hospital w
miejscowości Hellerup stwierdzili, że produkty sprzedawane w sieci McDonald's
Corp i KFC w 20 krajach różnią się znacznie pod względem stężenia niezdrowych,
zmodyfikowanych tłuszczów nienasyconych. Zawartość tych tłuszczów sprawdzono w
ponad 40 różnych potrawach, sprzedawanych w sieci Fast foodów w 20 krajach.
Prowadzący badania zaobserwowali, że np. w zestawie: smażona potrawa z kurczaka
oraz frytki, ilość TRANS FAT wahała się od poniżej grama w Danii do ponad 10 w
Nowym Yorku. Połowa spośród badanych posiłków zawierała ponad 5 gramów
zmodyfikowanych TRANS tłuszczów nienasyconych.
Zawartość TRANS FAT w jedzeniu może się także wahać w granicach
jednego kraju. Stężenia duńskie były niewielkie, bowiem państwo to wprowadziło
prawo, każące ograniczyć zawartość TRANS FAT w produktach spożywczych do
najwyżej 2 proc.
TRANS FAT tuczą
TRANS FAT, jak to właśnie udowodnili naukowcy - powodują wyjątkowo szybkie
przybieranie na wadze.
Podczas zjazdu Amerykańskiego Stowarzyszenia Diabetologicznego, który odbywa się
w Waszyngtonie, przedstawiono wyniki badań pokazujące, że ważna jest nie tylko
ilość, ale również jakość tego, co jemy. Naukowcy z Wake Forest University
dowiedli, że spożywanie pokarmu zawierającego tę samą ilość kalorii, lecz inne
rodzaje tłuszczów – dokładnie TRANS FAT– bo one pachną jak Fast Ford Restaurant
and are adductiwe - może w różny sposób odbić się na naszej wadze i zdrowiu.
Przyzwyczailiśmy się do myśli, że w walce o szczupłą i zdrową sylwetkę
najważniejsze są kalorie. Większość diet zaleca, aby dokładnie wyliczać, ile w
posiłku znajduje się kalorii, i gdy jest ich za dużo - eliminować je. Badania,
przeprowadzone na koczkodanach zielonych potwierdziły, że to zdecydowanie za
mało.
51 zwierzętom każdego dnia dostarczano identyczną ilość kalorii, przy czym 35
proc. z nich pochodziło z tłuszczów. Według badaczy taka liczba kalorii powinna
zapewnić małpom prawidłową wagę, ale w żadnym wypadku jej nie zwiększać.
Połowa małp
dostawała 8 proc. swoich dziennych kalorii w postaci tłuszczów trans (badacze z
USA porównali to do sytuacji, w której człowiek spożywa każdego dnia jednego
cheeseburgera z frytkami). Reszta zwierząt otrzymywała owe 8 proc. pod postacią
tłuszczów nienasyconych – CIS, np. z oliwy z oliwek. Po sześciu latach (to
odpowiednik 20 lat u ludzi) okazało się, że małpy, które karmiono zdrowszymi
tłuszczami nienasyconymi, przytyły tylko o 1,8 proc, te zaś, w których diecie
były tłuszcze TRANS, aż o 7,2. proc.
Pomimo wysiłków, aby zwierzęta nie przybierały na wadze, one wciąż tyły i tyły.
Zaskoczeni naukowcy doszli do wniosku, że choć kalorii było tyle samo,
spożywanie tłuszczów trans sprawiło, że koczkodany tyły. Cała ta dodatkowa masa
tłuszczu odłożyła się w najgorszym z możliwych miejsc, czyli na brzuchu, blisko
serca.
Tłuszcz wędrowniczek
Jak wykazały badania wykonane z pomocą tomografu komputerowe – małpy, które
odżywiały się tłuszczami trans, miały tkanki tłuszczowej na brzuchach aż o 30
proc. więcej aniżeli koczkodany z drugiej grupy. Naukowcy podejrzewają, że pod
wpływem diety część tkanki tłuszczowej znajdującej się w innych częściach ciała
przesunęła się na brzuch.
Ta ostatnia
uwaga jest o tyle ważna, że coraz więcej ekspertów przychyla się do poglądu, że
właśnie ilość tkanki tłuszczowej w okolicy brzucha, a nie na przykład wskaźnik
BMI (stosunek wagi ciała do kwadratu wzrostu), jest najważniejszym wyznacznikiem
nadwagi i otyłości, a zarazem czynnikiem zwiększającym prawdopodobieństwo np.
ewentualnej cukrzycy czy kłopotów z krążeniem, zwłaszcza z chorobami serca.
Wyniki tych badań dowodzą, że dieta bogata w tłuszcze TRANS powoduje
przesunięcie się tkanki tłuszczowej w rejon brzucha i zwiększa masę ciała nawet
wtedy, gdy kontrolujemy ilość kalorii zawartą w naszej diecie.
Małpy karmione tłuszczami trans miały ponadto więcej glukozy we krwi, stawały
się też oporne na insulinę (hormon odpowiedzialny właśnie za regulowanie
stężenia glukozy w naszej krwi), co wskazywało na początki cukrzycy.
Badacze z Wake
Forest University podejrzewają, że szkodliwe substancje mogą np. pobudzać
trzustkę do produkcji większej ilości insuliny, co paradoksalnie sprawia, że
organizm staje się na nią coraz bardziej odporny.
W nawiązaniu do tych badań można stwierdzić, że ludzie, którzy jedzą tłuszcze
trans, wchodzą na zabójczą dla zdrowia drogę.
Co zrobić, by temu zaradzić? Rozwiązanie wydaje się proste: trzeba wyeliminować
z diety tłuszcze TRANS. Z tym postulatem zgadza się większość ekspertów.
Podejmowane są już pierwsze działania.
Akryloamidy
Chipsy są
smaczne, uzależniające i chętnie kupowane, szczególnie przez dzieci. Wielu z nas
chętnie zajada się chipsami ziemniaczanymi, mimo że żywieniowcy mają nie
najlepszą opinię na ich temat (a powinni mieć złą). W chrupkim jedzeniu znajdują
się dwie groźne dla zdrowia substancje – TRANS FATY oraz akryloamid,
podejrzewany się o rakotwórcze działanie. Jest to jedno ze stosunkowo niedawno
rozpoznanych niebezpieczeństw związanych z jedzeniem chrupiących przekąsek.
Powstaje w czasie przemysłowego smażenia z molekuły cukru i aminokwasu, gdy są
one ogrzewane. Wtedy tworzy się akryloamid, a formujące się związki, niepożądane
dla zdrowia, wchłaniane są wraz z tłuszczem do produktu i z nim spożywane.
I znów zwracamy się do naukowca – pani profesor Zobel z prośbą o objaśnienie.
Pani profesor
tak opisuje akryloamidy:
O nowym
zagrożeniu donieśli szwedzcy naukowcy. Było to w kwietniu 2002 roku. Mój student
był w Szwecji w Upsali i robił badania ilości akryloamidów w wodzie pod tamą,
ponieważ zdychały tam rybki. Tama była po modernizacji i podejrzewano, że
zostały uwolnione akryloamidy do wody. W trzech próbkach/zlewkach wartość była
10-krotnie wyższa niż w reszcie. Student przyznał się, że przygotowując próbki w
laboratorium przegryzał chrupki.
Poradziłam mu,
żeby poszedł i kupił różne inne chrupkie przysmaki i zadzwoń następnego dnia.
Zadzwonił i zapytał: Skąd wiedziałaś, że w tych chrupkach będą nawet 100 razy
większe, niż dopuszczalne w wodzie?
I tak to się
zaczęło…
Akryloamid jest
substancją znaną od dawna bardzo groźną neurotoksyną, do pracy z którą trzeba
ubrać rękawiczki, maseczkę i pracować pod wyciągiem i nie od dziś podejrzewa się
ją o działanie rakotwórcze. Zostało to udowodnione na myszach. Nie przypuszczano
jednak, że występuje w tak dużych ilościach i w tak wielu produktach
spożywczych. Znaleziono ją między innymi w chipsach, frytkach, płatkach
śniadaniowych, chrupkach, popcornie, krakersach i pieczywie chrupkim. Jest we
wszystkim, co ma cukier, białko i było przetwarzane w temperaturze 170 stopni
Celsjusza. Akryloamid powstaje bowiem głównie podczas ogrzewania (smażenia,
pieczenia, zapiekania) produktów bogatych w węglowodany. Im więcej cukrów tym
więcej prekursorów do syntezy akryloamidu. Tworzy się on w wyniku tzw. reakcji
Maillarda.
Gdy dwie
molekuły – cukru (glukoza) i - aminokwasu (asparginy) znajdą się w sąsiedztwie,
w temperaturze powyżej 170 stopni Celsjusza – zachodzi reakcja nazwana od jej
odkrywcy – Maillarda. Metoda ta wykorzystywana była do tworzenia akryloamidów
służących do zabijania mikrobów, czyli najdokładniejszego czyszczenia medycznych
instrumentów, a poliakryloamidy służyły do zatykania dziur w tamach, gdyż jest w
cemencie.
Stąd od bardzo
dawna wiedziano o akryloamidach w wodzie (pod tamami lub z wylewanych z
laboratoriów resztek) i troska ludzka spowodowała, że dbano o to, by w wodzie
ich było jak najmniej. Pozwolono do 0,12 ppm (1 mg/1000 l wody) – w Europie, a w
Polsce nawet mniej – bo 0,1.
Zdając sobie z
wagi zagrożenia naukowcy i przedstawiciele władzy, którzy zebrali się po wojnie
na Konwencji w Genewie w 1946 roku i wydali ustawę nr 49 podająca limit do
spożycia przez człowieka.
Zgodnie z tą
ustawą dopuszczalna zawartość akryloamidu to jeden miligram w 10 tys. litrów –
był dozwolony. Maksymalne dawki zawartości akryloamidu w produktach spożywczych
nie zostały jak dotąd ustalone, ponieważ nikt ich do tej pory tam nie szukał.
Dopuszczalne jego stężenie wyznaczone zostało jedynie dla wody pitnej. Najnowsze
wytyczne Światowej Organizacja Zdrowia (WHO) mówią o maksymalnym poziomie 0,5 µg
(mikrograma) akryloamidu w litrze wody. A w1946 roku – w Konwencji Genewskiej
nr 49 – 0,12 – a my, w Polsce – mieliśmy najniższy w Europie limit tych
największych neurologicznych toksyn, poza gazem bojowym (zdawaliśmy sobie sprawę
z toksyczności). Brawo, chwalmy się tym, bo już 60 lat temu zdawaliśmy sobie
sprawę jak niebezpieczne są akryloamidy i trzymajmy tę wspaniała normę, bo dr
Zobel walczy w parlamencie kanadyjskim by wymusić pisanie też ilości
akryloamidów na etykietkach żywności i polskie produkty będą bardzo
konkurencyjne na rynku, ponieważ zawierają mniej toksyn.
Swoją drogą
skandalem jest, że WHO podniosło omawiane normy do 0,5 miligrama….
Natomiast
przepisy polskie oraz Unii Europejskiej dopuszczają jedynie 0,1 µg w litrze
wody. Dodatkowo, na podstawie badań prowadzonych na zwierzętach, naukowcy
ustalili, że bezpieczny poziom spożycia akryloamidu, nie wywołujący
niekorzystnych skutków zdrowotnych, wynosi około 100 µg na kilogram masy ciała
dziennie. Oznacza to, że dorosły człowiek, o wadze 70 kg może, prawdopodobnie
bez szkody dla zdrowia, spożyć wraz z pokarmem około 700 µg akryloamidu
dziennie. Dla małych dzieci dawka ta będzie oczywiście nawet kilkukrotnie
niższa.
Podczas jednego z badań w chipsach ziemniaczanych wykryto bardzo zróżnicowane
ilości akryloamidu – od 270 µg do nawet 3000 µg na kilogram. Biorąc pod uwagę
fakt, że akryloamid występuje też w innych produktach spożywczych, najlepiej
sięgać po te chipsy, które mają go najmniej. Zakładając, że paczka chipsów waży
200 g obliczono, iż wraz z chipsami o najwyższej zawartości tej substancji
wprowadzamy do organizmu aż 600 µg akryloamidu. To niemalże tyle, co ustalona
dzienna bezpieczna dawka dla osoby dorosłej. Powinniśmy więc zdecydowanie
ograniczać spożycie tych chipsów.
Wpływ
akryloamidu na organizmy żywe badano tylko na zwierzętach. U szczurów karmionych
produktami zawierającymi duże dawki akryloamidu obserwowano większą zapadalność
na raka, głównie przewodu pokarmowego, a także uszkodzenie systemu nerwowego.
W przemyśle akryloamid używany jest przy produkcji tworzyw sztucznych,
barwników, klejów, lakierów i betonu. Związki akryloamidu stosowane są również w
procesach uzdatniania wody. U osób narażonych na częsty kontakt z dużymi dawkami
tej substancji, na przykład w miejscu pracy, obserwowano uszkodzenia centralnego
i obwodowego układ nerwowego. Powstaje zatem wniosek, że także akryloamid
występujący w produktach spożywczych może być szkodliwy dla ludzi (ale tylko
dlatego, że nie robi się doświadczeń na ludziach). Tym niemniej, jak podkreślają
naukowcy, związek ten ma wciąż status substancji potencjalnie rakotwórczej, gdyż
jak dotychczas nie udowodniono, aby oddziaływał na ludzi tak jak na zwierzęta.
Zdrowy rozsądek podpowiada jednak, aby ograniczać spożycie produktów, w których
stwierdzono szczególnie wysoki poziom tej substancji.
A. Zobel. Walentyna Rakiel-Czarnecka |