W zdrowiu żyjemy krócej od innych Polacy żyją krócej niż mieszkańcy wysoko rozwiniętych krajów, szybciej też tracą zdrowie. Często nie zdajemy sobie sprawy, że nasze zdrowie zależy od wielu czynników - od jakości wody, powietrza, gleby, żywności. W zdrowiu żyjemy krócej od innych
We leave in health shorter than other nations
Polacy żyją krócej niż mieszkańcy wysoko rozwiniętych krajów, szybciej też tracą zdrowie. Często nie zdajemy sobie sprawy, że nasze zdrowie zależy od wielu czynników - od jakości wody, powietrza, gleby, żywności. Nie zastanawiamy się, w jakim stopniu o naszej kondycji psychofizycznej decyduje środowisko, w jakim żyjemy, jak wpływa na funkcjonowanie ludzkiego organizmu, decyduje o naszym samopoczuciu, determinuje stan psychiki. Nikogo nie trzeba przekonywać, że człowiek najlepiej wypoczywa na łonie natury, wśród czystych naturalnych łąk, lasów, pól i jezior. Nic tak kojąco nie nastraja jak spokojny wypoczynek nad wodą, relaks przy zbieraniu grzybów w lesie czy wędrówki szlakami górskimi. Niestety nie każdy może żyć w takim środowisku, większość jest narażona na różnego rodzaju zagrożenia, wprowadzana do organizmu poprzez powietrze, wodę, żywność, a także na stresy. Znaczna część spośród nas żyje w zanieczyszczonym środowisku naturalnym, pije niedobrą wodę, spędza większość czasu w zamkniętych pomieszczeniach.
W Polsce dopiero od niedawna ochronie środowiska nadaje się tak wielką wagę. Nabierają znaczenia ruchy społeczne, coraz prężniej działają organizacje pozarządowe, fundacje itp. Organizacje te zaczynają głośno upominać się o realizację podpisanych przez Polskę licznych międzynarodowych umów dotyczących przestrzegania prawa w zakresie ochrony środowiska przez władze państwowe, czy szkolenia i uświadamiania społeczeństwa o znaczeniu profilaktyki ekologicznej.
Wszystkie te i inne działania, podejmowane od pewnego czasu wymuszają alarmujące statystyki. Wynika z nich, że kondycja psychofizyczna Polaków jest gorsza aniżeli naszych bogatszych sąsiadów.
Ostatnio na świecie jakość życia ocenia się poprzez obliczanie oczekiwanej liczby lat, w których człowiek żyje w zdrowiu. Według docelowego modelu Światowej Organizacji Zdrowia w 2000 roku było to 74,5 roku. Nam, Polakom, do tego modelu brakuje 8,3 lat życia w zdrowiu.
Według ocen Organizacji Narodów Zjednoczonych liczba mieszkańców Polski z 38,6 mln w 2000 roku, w 2015 roku spadnie do 38 mln. Wymieramy.
Wśród 162 krajów, które uwzględniono w ocenie rozwoju cywilizacyjnego, przygotowanej przez ONZ w 2002 roku oczekiwana długość życia stawia Polskę na 49 miejscu. Rok wcześniej zajmowaliśmy 46 pozycję. Jeśli weźmie się pod uwagę te same dane z lat 1970-1975, kiedy to zajmowaliśmy 27 pozycję - wnioski nasuwają się same - Polska nie nadąża za przyrostem podstawowego wskaźnika jakości życia.
To alarmujące dane. Potwierdzają opinie, że od wielu lat powiększa się (na niekorzyść naszego kraju) różnica pomiędzy długością życia w Polsce a długością życia w krajach zachodniej Europy.
Rzeczywistość jest ponura, ale tak dalej nie musi być. Wiele zależy od nas. Musimy pamiętać, że o naszym zdrowiu i długości życia decyduje kilka czynników:
- styl życia (50 proc.)
- środowisko (20 proc.)
-genetyka (20 proc.)
-opieka medyczna (10 proc.)
Jak wynika z tego zestawienia wiele moglibyśmy zmienić, gdybyśmy wiedzieli co musimy zrobić, gdybyśmy zmienili swój styl życia i starali się poprawić stan środowiska naturalnego.
Problem polega na tym, że prewencja chorób, profilaktyka wciąż nie znajdują należnego miejsca.
Nasza Fundacja Dobre Życie podjęła trud dotarcia do decydentów, aby poprzez zmianę ich świadomości spowodować nadania należytej rangi działaniom profilaktycznym. W ślad za Warszawską Szkoła Zdrowia podejmujemy starania, aby wprowadzić do szkół przedmiot zdrowie. Rzecz w tym, żeby jak najwcześniej zacząć wykształcać w dzieciach dobre nawyki żywieniowe, wyposażać je w podstawowa wiedzę, aby w ten sposób przeciwstawić się wszechobecnej reklamie i różnym chwytom marketingowym. Trzeba zacząć od oświaty, aby wyposażyć dzieci, młodzież i dorosłych w wiedzę jak zdrowo żyć.
Pilnie musimy podjąć wiele działań i to w wielu miejscach.
Jednym z takich miejsc, gdzie jest niezbędna ingerencja są szkolne sklepiki.
Podczas czerwcowej (12 czerwca 2006 roku, Warszawa) konferencji, którą nasza Fundacja Dobre Życie zorganizowała wspólnie z marszałkiem województwa mazowieckiego, Adamem Struzikiem mówiła obszernie na ten temat pani profesor Alfreda Padzik-Graczyk z Wojskowej Akademii Nauk w Warszawie.
Pani profesor poinformowała o wynikach badań mężczyzn w wieku poborowym. Okazuje się, że aż 40 proc. spośród nich ma wady postawy, wynikające z zaburzeń w układzie kostnym. Zaburzenia te powstają wskutek nieprawidłowego żywienia i braku ruchu. Dramatem staje się ciąża, gdyż u młodych, źle odżywiających się kobiet wywołuje zaburzenia w układzie kostnym.
Akademia przebadała ponad 30 tys. poborowych. Okazało się, że około 40 proc. badanych ma duże braki wapnia i magnezu. Raport z tych badań utknął jednak w jednym z biurek i do dzisiaj nie ujrzał światła.
Pani profesor uważa, że młodzież trzeba przygotować do zdrowego stylu życia. Potrzebne są podręczniki, lekcje w szkole, ale też i dobre przykłady. Tymczasem tam, gdzie dziecko powinno nabywać wiedze, czyli w szkole funkcjonują bardzo źle zaopatrzone sklepiki. Na półkach – chipsy, coca-cola, inne napoje zawierające samą chemię i cukier, do tego większość w puszkach. – Napoje nie powinny znajdować się w puszkach – mówi pani Alfreda Padzik-Graczyk. – Toksyczne metale – ołów, glin są metalami, które rozpuszczają się w środowisku kwaśnym. Z naszych badań wynika, że produkty znajdujące się w puszkach zawierają większe stężenie niebezpiecznych metali, aniżeli przechowywane w butelkach. Powinien być wprowadzony zakaz przechowywania w puszkach kwaśnych napojów.
- Badamy także soki z kartonowych opakowań. Na wierzchu karton, wewnątrz – folia glinowa. Również w tego typu opakowaniach napoje zawierają więcej toksycznych metali aniżeli napoje z butelek ze szkła.
Na WAT-cie badano także przetwory mleczne. W przypadku jogurtów i kefirów, stawianych „do góry nogami” do produktu, który dotyka do okrywającej pojemnik folii aluminiowej przechodzą cząstki aluminium.
Pani profesor zwróciła także uwagę, że świadomość zdrowotna młodzieży jest bardzo niska. Obowiązujący styl to picie coca-coli, jedzenie hamburgerów, spotkania koleżeńskie w McDonald’sie. Ta firma ma dobrych menadżerów, przyciąga konsumentów w zróżnicowany sposób: przyjęcia urodzinowe, 18-tki, a nawet uroczystości rodzinne. I do tego gadżety, nagrody, kolorowe piłeczki – wszystko w celu przyciągnięcia klienta.
- Postuluję, aby wyodrębnić przedmiot, który integrowałby elementy biologii, biochemii, fizjologii, higieny – mówi profesor Alfreda Padzik-Graczyk. Podkreśliła, że jest potrzebny dobry podręcznik, w akademiach medycznych należałoby wprowadzić taką specjalizację, aby wykształcić lekarzy do prewencji i profilaktyki. Dla nich też trzeba przygotować dobre materiały, oparte na wiedzy naukowej,
Brakuje ponadto dobrych czasopism z zakresu prewencji, profilaktyki zdrowia.
Na temat szkodliwości opakowań mówił także dr Marek Siwik. Mówił o swojej 9-letniej pacjentce, która była bardzo chora z niewyjaśnionej przyczyny. Po zbadaniu włosa okazało się, że zawartość aluminium w jej organizmie przekroczyła 270 proc. normy. Winowajcą były chipsy, a dokładniej folia aluminiowa, w która są pakowane. Wystarczyło wykluczyć z diety chipsy, aby dziewczynce powróciło zdrowie.
Swoją opinię w tej dyskusji zaprezentowała także docent Irena Celejowa z Warszawskiej Szkoły Zdrowia. – U nas miliardy złotych idą na terapie, na leczenie, a na promocję zdrowia promile budżetu – podkreśliła. – Termin promocja zdrowia pojawił się w dokumentach Światowej Organizacji Zdrowia w 1977 roku. I do dzisiaj nie stracił na swojej aktualności. Jest kilka obszarów, które należy rozwijać, abyśmy mogli zachować zdrowie jak najdłużej: rozwijanie indywidualnych umiejętności, służba zdrowia, edukacja i wychowanie zdrowotne, tworzenie środowiska sprzyjającego zdrowiu, wzmacnianie działań społecznych na rzecz zdrowia, reorientacja służby zdrowia w takie sposób, aby kładła większy nacisk na prewencję.
Pani docent podkreśliła, że edukacja zdrowotna w przedszkolach i szkołach powinna być obligatoryjna, o zdrowiu trzeba także mówić na uczelniach. Opowiedziała się za wprowadzeniem do szkół przedmiotu zdrowie.
Z tej krótkie dyskusji wynika jeden podstawowy wniosek – najwyższy czas, aby profilaktyce zdrowia i prewencji chorób nadać odpowiednią rangę. Jest to także jeden z celów, do których zmierza nasza Fundacja.
Walentyna Rakiel-Czarnecka |